11 – 17 września 1920

12 września na Wołyniu rusza ofensywa 3 Armii gen. Władysława Sikorskiego; w jej wyniku Polacy zajmują kolejne miasta. Działania te mają odwrócić uwagę sowieckich dowódców od przygotowań do operacji niemeńskiej. Józef Piłsudski zamierza bowiem obejść oddziały bolszewickie od strony północnej i zepchnąć przeciwnika w bagna Polesia. 13 września wojska litewskie atakują Polaków w Sejnach. 14 września polska delegacja pokojowa wyjeżdża do Rygi. 16 września Naczelny Dowódca Armii Czerwonej Siergiej Kamieniew, na skutek dużych strat i niewielkiej wartości bojowej, nakazuje wycofać 1 Armię Konną Budionnego ze strefy operacyjnej. Skarb państwa coraz trudniej znosi stan trwającej wojny oraz jej skutki.

Wrzesień 1920. Polscy żołnierze w drodze na front. Fot. Library of Congress / LC-A6197- RC-4155-Ax.

Mjr Stanisław Jan Rostworowski (szef Oddziału Operacyjnego w Grupie Poleskiej) w liście do żony:

Z dziwną satysfakcją wspomina się te czasy, gdy Eulogiusz – biskup ogłaszał stąd światu, że Chełmszczyzna jest rdzennie rosyjska, albo traktat brzeski [z lutego 1918], który nam te ziemie odbierał. Oczyściliśmy ją z bolszewików, a dziś posunęliśmy się z wojskami za Bug. [- -] Wczoraj cały pułk Kozaków uralskich przeszedł na naszą stronę w sile blisko tysiąc koni. Aż strach nas brał, gdy jeszcze z bronią i karabina­mi maszynowymi zwaliła się ta kawaleria na wpół dzika przed gmach Dowództwa. Śpiewali piosenki kozacze z wielkiej uciechy, chętnie broń oddawali i pojechali sobie na obiad do koszar. Szkoda, że Budionny nie postępuje podobnie.

Chełm, 11 września 1920

[Stanisław Rostworowski, Listy z wojny polsko-bolszewickiej 1918–1920, Warszawa–Kraków 2015]

Ziemomysł Zaborski (z załogi polskiego pociągu pancernego „Śmiały”) w liście do rodziny:

Wczoraj rano przybyliśmy do Brześcia, zaraz po ukończeniu mostu na Bugu. Dzisiaj przed południem zakończyliśmy naprawę popsutego toru i spalonych mostków aż do Żabinki i po południu byliśmy tu już z naszym taborem. Dziś jeszcze posunęliśmy się o 10 kilometrów dalej aż do zerwanego mostu. Od trzech dni prawie nie śpimy. Ja specjalnie mam dużo roboty, ale czuję się doskonale. Jutro o piątej rano kończę most i naprawę toru i ruszamy znów naprzód przed linię piechoty. Dotąd słyszymy tylko po bokach strzelaninę – w akcji nie byliśmy. Bolszewików nie udaje się nam dogonić.

Żabinka (Białoruś), 12 września 1920

[„Śmiałym” ku zwycięstwu. Listy Ziemomysła Zaborskiego z wojny 1914–1920, Pruszków 2013]

Zofia Moraczewska (posłanka, żona wicemarszałka Sejmu) w liście do siostry:

Endecy naglili i domagali się zwołania Sejmu już przed dwoma tygodniami, w nadziei, że uda im się obalić rząd i wytoczyć kampanię przeciwko Piłsudskiemu. Cała komedia z [Maxime] Weygandem [rzekomym autorem planu bitwy warszawskiej], która strasznie przykre robiła tu wrażenie – była uwerturą do tej akcji. Ale spaliła na panewce. Rząd trzyma się – i nawet zyskuje na popularności. Sejm uchwali prawdopodobnie trzy zasadnicze paragrafy konstytucji i rozejdzie się. Wojna domowa zacznie się dopiero w okresie nowych wyborów, które będą strasznie burzliwe! Nie zaznamy spokoju już za naszego życia!

Warszawa, 12 września 1920

[Zofia Moraczewska, Listy do siostry 1896–1933. Dziennik 1891–1895 (1950), Łomianki 2018]

Warszawa, plac Saski, 14 września 1920. Naczelnik Państwa Józef Piłsudski odznacza oficerów krzyżem Virtuti Militari. Od lewej stoją: gen. Tadeusz Rozwadowski,
gen. Stanisław Haller, płk Tadeusz Piskor, płk Cedric Fauntleroy – dowódca 7 Eskadry Lotniczej im. T. Kościuszki. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Michał Römer (polski ziemianin, prawnik) w dzienniku:

Konflikt litewsko-polski przerodził się w Suwalszczyźnie w systematyczną walkę zbrojną. [- -] Dopóki bolszewicy bili Polaków i posuwali się na Warszawę, nikt nie mógł rościć pretensji do Litwinów za faktyczne zajęcie tego terytorium, bo przynajmniej obecnością swoją Litwini ocalili te ziemie od najazdu i gospodarki bolszewików. Trzeba jednak przyznać, że Litwini wtedy popełnili tam kilka nietaktów. Mianowicie, zamiast się zachować jako przyjaźni okupanci, których zadaniem jest tylko zapewnienie bezpieczeństwa i opieki zewnętrznej, bez przesądzania przynależności państwowej tej nielitewskiej połaci kraju, zaczęli traktować ją jako swoją własność.

Kowno, 12 września 1920

Polacy, rozpocząwszy z Litwinami rokowania w tym przedmiocie, postawiwszy propozycję swoją przez misję [- -] i otrzymawszy w tymże czasie propozycję litewską, nagle, nawet przed udzieleniem odpowiedzi na propozycję litewską, zlekceważyli Litwinów, zdeptali zasadę rokowań i zaczęli wytwarzać fakty dokonane, posunąwszy się przemocą w kierunku linii [demarkacyjnej] Focha. Akcja ta była kroplą, która spowodowała wylanie się wody z naczynia. Wywołała ona eksplozję i walkę zbrojną litewsko-polską. Polała się krew. Litwini na razie, zaskoczeni, cofnęli się, ale wnet uderzyli na Polaków. Od dni przeszło dziesięciu trwa faktyczna wojna litewsko-polska w Suwalszczyźnie i Litwinom się powodzi nieźle; mieli nawet sukcesy, odzyskali Sejny. Zresztą walki te toczą się ze zmiennym szczęściem.

Kowno, 13 września 1920

[Michał Römer, Dzienniki, t. 4, 1920–1930, Warszawa 2018]

„Żołnierz Polski” z 11 września 1920. Ze zbiorów Biblioteki Narodowej.

Maria Kasprowiczowa (żona pisarza) w dzienniku:

Cudem trzeba nazwać ocalenie Polski od najazdu czerwonej armii. Odpłynęła falą, która uderzyła pra­wie o mury Warszawy i Lwowa i to wtedy, gdy zda­wało się, że wszystko już przepadło, że nie ma ratun­ku. Cudem lub raczej wspaniałym odruchem samo­zachowawczym odrodzonego narodu, który poczuł swoje siły i chce być wolnym, chce walczyć o tę wol­ność…

Bolszewicy byli już w Winnikach tuż pod Lwo­wem. Słyszeliśmy turkot kulomiotów i huk armat. Lecz nie wierzyliśmy, że Lwów będzie wzięty. Wi­działam w tym czasie wielu ludzi bladych i wstrzą­śniętych, płaczące kobiety.

Jednego popołudnia, kiedy strzelanina dała się słyszeć najwyraźniej, siedzieliśmy spokojnie w jadal­ni przy herbacie, w gronie znajomych, prowadząc ożywioną rozmowę. Nie zrobiliśmy ani ruchu, nie pochowaliśmy żadnych rzeczy. Przygotowałam tyl­ko swoje pamiętniki, by w „ostatniej chwili” odnieść je na przechowanie do znajomych, do muzeum. Obawiałam się, że bolszewicy, zobaczywszy, że są pi­sane po rosyjsku, wezmą je do cenzury. Szukaj wia­tru w polu!

Lwów, 13 września 1920

[Maria Kasprowiczowa, Moje życie z nim: 1910–1914; Wojna: 1914–1922, Warszawa 1932]

Kazimierz Sokołowski (ochotnik, student UW) w dzienniku:

Na bryczce i wozach nie było miejsca, poszedłem na piechotę, dzięki czemu mogłem był zbierać w kowelskim lesie gazety i druki bolszewików po polsku i rosyjsku pisane, dyszące nienawiścią, wściekłością i złością wobec białogwardzistów, szlachty, lokajów burżuazji…, to jest – Polaków. Tylu bredni, kłamstw, głupstw, takiej arogancji, [- -] takich podłych insynuacji i haseł nigdy i nigdzie jeszcze nie czytałem.

Kowel, 14 września 1920

[Kazimierz Sokołowski, Dziennik 1920, Toruń 2018]

Z artykułu w „Rzeczpospolitej”:

Zwycięska bitwa 3 Armii pod Kowlem wprowadza nas powrotną drogą na Wołyń. Kowel i Włodzimierz Wołyński były od przeszło półtora roku w naszym posiadaniu. Pod względem strategicznym służyły nam, jako podstawy operacyjne, do osiągnięcia linii Stochodu i Styru. Ponadto Kowel był przez czas pewien stolicą naszej administracji na Wołyniu, jego pepinierą doświadczalną, zanim władze polityczne i administracyjne nie skupiły się w Łucku.

[- -] Od nastroju i zachowania się ludności wobec wkraczającego wojska pol­skiego i z drugiej strony – od zachowania się wojska względem ludności – zależeć będzie w znacznym stopniu decyzja o przynależno­ści państwowej zachodniej części Wołynia. [- -] W powrocie na Wołyń wypadną pierwsze etapy nad Stochodem, w okolicach tak ubogich, że będziemy znowu zmuszeni troszczyć się o ich wyżywienie. I dalej, jeżeli nasza ofensywa zwróci się na Równe, motywy polityczne wskażą nam konieczność udzielenia pomocy miejscowej ludności. Po­winna bowiem mieć wrażenie, że wznawia­my przerwaną na pewien czas gospodarkę, wszczętą przed rokiem i prowadzoną ku jej zadowoleniu.

Warszawa, 16 września 1920

[Z powrotem, „Rzeczpospolita” nr 93/1920]

Mjr Stanisław Rostworowski w liście do żony:

Nocny atak powiódł się doskonale, bo – ze stratą jednego lekko rannego – zdoby­ło się mocną, Styrem okoloną fortecę. Jeszcze ładniejszy był rajd mjr. [Włodzimierza] Bochenka na Kowel, który przyniósł nam 3 tysiące jeńców i kilka baterii oraz pociągi z lokomotywami, które będą dowozić żywność i amunicję. Posuwamy się więc szybko na­przód, dążąc do uzyskania dogodnej linii obronnej, na której państwo polskie można by osłonić przed powtórną inwazją.

[- -] Przyjemnie jest patrzeć na to, z jaką ulgą witają nas wszyscy, nie wyłączając Ży­dów, gdyż czują, że powraca ład i porządek. Komuniści rabują tak samo biednych, jak i zamożnych, toteż idee ich nigdzie nie trafiają do przekonania, a różnokolo­rowe afisze nie ujmują już nikogo.

Hrubieszów, 16 września 1920

[Stanisław Rostworowski, Listy z wojny…]

Płk Józef Jaklicz (dowódca 25 Pułku Piechoty w 3 Armii WP) w liście do żony:

Rozpoczęliśmy ofensywę. Jestem z pułkiem 15 kilometrów na przodzie, bo ofensywy nie przygotowano, a inne oddziały nawet Bugu jeszcze nie przeszły. Nieudolność sztabów nadzwyczajna, żadnego manewru, żadnego okrążenia, tak po chamsku idziemy naprzód i wypychamy nieprzyjaciela.

Wołyń

[Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, Warszawa 1990]

Kobryń (Polesie), 16 września 1920. Obsługa działa pociągu pancernego „Hallerczyk”.
Fot. Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie / PAU.

Ppor. Kazimierz Rzewuski (2 Pułk Ułanów 3 Armii WP):

Stoimy na głównej ulicy, zupełnie wyludnionej. Okna, choć biały dzień, zamknięte okiennicami. Czekamy chowając się za węgły domów. [- -] W pewnym momencie zobaczyłem po drugiej stronie staruszkę, która stoi i patrzy. Krzyczę: „Kobieto, uciekajcie, bo was w tej chwili zabiją”, a ona mi na to dobrą polszczyzną: „Ja się tam, panie, śmierci nie boję” i stoi spokojnie dalej. [- -]

Ledwieśmy przejechali szosę, słyszymy jakieś piekielne krzyki za sobą: hurra, hurra! Widzimy biegnącą za nami ćmę kozactwa. [- -] Kozacy tuż-tuż. Ten i ów z naszych ułanów odwraca się i pali na oślep w tył z karabinków. Jestem już na samym końcu. W pewnym momencie zatrzymuję się, zawracam swego konia – oni swoje też wstrzymują i stoimy tak przez chwilę naprzeciw siebie na trzy–cztery kroki. Cel doskonały: walę z mauzera raz po raz do trzech najbliżej stojących i… trzech leci z koni. [- -]

Młody kozak w papasze z ospowatą gębą śmiało najeżdża na mnie, przytyka mi lufę karabinu do piersi i krzyczy: „Zdajsia, Polak!” [Poddaj się!]. Zdążyłem tylko przegiąć się w tył i szablą ciąłem go po łbie. Krew bryznęła na mnie. Kozak spadł z konia, wypuszczając z dłoni karabin, który porwałem jak deskę ratunku.

Klewań (Wołyń), 17 września 1920

[Kazimierz Rzewuski, Moje walki z bolszewikami lipiec–październik 1920 r., „Wojskowy Przegląd Historyczny” nr 2, 1993]

Z artykułu w piśmie „Gwiazdka Cieszyńska”:

Niebawem zjechać ma na Śląsk Cieszyński Komisja delimitacyjna, mająca na celu ścisłe rozgraniczenie obszarów przyznanych Polsce i Czechosłowacji. [- -] Kiedy po zwycięstwach polskich rośnie znowu nadzieja, że Polska Śląska nie opuści, że stan, stworzony przez Radę Ambasadorów, nie będzie trwały, nie można ustawić kamieni granicznych, przypominających 150 tysiącom ludności polskiej kamienie grobowe, zamykające wolność i sprawiedliwość. Ludność polska z jednej i z drugiej strony granicy polsko-czeskiej jest mocno o tym przekonana, że niesprawiedliwe rozstrzygnięcie nie da się długo utrzymać.

[- -] Rząd polski zgodził się na tak niekorzystne załatwienie sprawy śląskiej jedynie dlatego, że znajdował się w przymusowym położeniu. Spodziewał się, że Czesi pomagać będą Polsce w walce z bolszewikami, dostarczając i przepuszczając przez swe terytorium broń i amunicję. Tymczasem rząd czeski ogłosił neutralność swą w wojnie polsko-bolszewickiej, a kolejarze czescy nie przepuszczali wcale idącej z zachodu amunicji. Polska została w błąd wprowadzona, godząc się na układ szkodliwy, nie otrzymawszy w zamian za to żadnej rekompensaty.

Cieszyn, 17 września 1920

[Czy ustalenie granicy polsko-czeskiej jest rzeczą pilną?, „Gwiazdka Cieszyńska” nr 193/1920]