14 sierpnia 5 Armia gen. Władysława Sikorskiego przechodzi do natarcia znad rzeki Wkry, by odciążyć obronę Warszawy pod Radzyminem. Oprócz szturmu warszawskiego przedmościa, Sowieci na północy przeprowadzają manewr oskrzydlający (Płock – Brodnica – Włocławek). 15 sierpnia stacjonujący w Siedlcach bolszewicy informują, iż „Armia Czerwona wkroczyła do Warszawy”. Członkowie Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski przenoszą się do Wyszkowa. 16 sierpnia rusza, prowadzona przez Piłsudskiego, decydująca kontrofensywa armii polskiej z rejonu Wieprza w kierunku Mińska Mazowieckiego, Brześcia i Siedlec. 17 – 18 sierpnia Wojsko Polskie rozbija sowiecką 16 Armię. Armia Czerwona wycofuje się za linię Wisły. Trwa zacięta walka o Lwów, a na północy obrona Płocka. 19/20 sierpnia na Górnym Śląsku wybucha polskie powstanie.
Maria Macieszyna (żona Aleksandra Macieszy, lekarza WP):
Hallerczyk [Wiktor] Szczawiński ze schodów kościoła garnizonowego przemawiał do nas, aby dawać miedź i klejnoty na armaty i obronę Ojczyzny – w ciągu kilku godzin ludzie naznosili kilka wozów rondli, blach, nawet biedni ludzie dawali moździerze, które są świętością w każdym kobiecym gospodarstwie. Całe stosy na stolikach koło cerkwi zebrano srebra i złota, klejnotów, zegarków, łańcuszków i pierścieni. Dawali obrączki, odpinali broszki, kolczyki. [- -] Prócz tego zebrano 120 tysięcy marek.
Na dziś rano oczekiwano wojska, które miało bronić Płocka. Panie całą noc obierały kartofle – ale dotąd nic. Uformowała się straż bezpieczeństwa z samych chłopaczków. My kobiety chcemy się zorganizować do obrony, bo już do miasta ze wsi naszło mnóstwo różnego motłochu, wszyscy mężczyźni z nakazu wyższego mają opuścić miasto.
Płock, 14 sierpnia 1920
[Listy Marii Macieszyny, „Notatki Płockie” z. 2/1997]
Zofia Kirkor-Kiedroniowa (działaczka społeczna):
Zaskoczył mnie widok, który zatrzymał mnie w przerażeniu na miejscu: ulicą Grójecką ciągnęły z Warszawy ciężkie armaty i skrzynie z amunicją. Co to ma znaczyć? Czyżby zamierzano oddać Warszawę? Z trudem powlokłam się dalej. A przejeżdżając tramwajem przez żydowską dzielnicę, ze zgrozą i gniewem patrzyłam na tłumy Żydów, rozprawiających w podnieceniu, niemaskujących bynajmniej radości. Od placu Zygmunta do Ordynackiej poszłam pieszo. Krakowskie Przedmieście było, jak zwykle w świąteczne popołudnie, pełne spacerowiczów – strojnych, spokojnych, wesołych. [- -]
Mąż mój, który od robót fortyfikacyjnych wrócił później niż ja z Ochoty, powiedział, że pierwszą linię obronną na Grochowie obsadziła Legia Kobieca, a w zestawieniu z tym widok rozbawionej publiki na Krakowskim Przedmieściu zrobił na nim podobne wrażenie.
Warszawa, 15 sierpnia 1920
[Zofia Kirkor-Kiedroniowa, Wspomnienia, t. 3, Kraków 1989]
Maria Dąbrowska (pisarka) w dzienniku:
Jest już teraz bitwa pod Warszawą. Dziś w nocy z naszych okien słychać było armaty i widać łuny. [- -] Wracamy co dzień z biura w jakimś wspaniałym nastroju, mimo że miasto wygląda jak obozowisko albo targowica, pełne uchodźców, zwłaszcza ziemiańskich, pełne wozów, krów, owiec, koni, bryczek, ludzi. Pogoda cudna, upały, nic nie wierzę, aby bolszewicy mieli wejść do Warszawy, choć są tuż, tuż…
Warszawa, 15 sierpnia 1920
[Maria Dąbrowska, Dzienniki, t. 1, 1914–1932, Warszawa 1988]
Karol Wędziagolski (inżynier, współpracownik antybolszewickiego Rosyjskiego Komitetu Politycznego w Polsce):
Wyjechaliśmy z [Wiktorem] Sawinkowem [przywódcą Rosyjskiego Komitetu Politycznego] pod front. [- -] Po drodze z pewnym zdziwieniem oglądaliśmy obok szosy szereg pozycji najcięższej artylerii, o której istnieniu nie wiedzieliśmy. Wzdłuż drogi stały spiżowe olbrzymy, ośmio- i więcej calowe potwory z zadartymi na daleki zasięg lufami. Koło nich żwawo uwijali się jacyś dziwni artylerzyści, raczej podobni do doktorów filozofii niż do ogniomistrzów, pod komendą fejerwerkerów starej rosyjskiej, niemieckiej i austriackiej armii. Strzały tych kolubryn ogłuszały do granicy wytrzymałości uszu, lecz jakże radowały nasze serca.
[- -] W Wyszkowie jeszcze nieprzyjaciel. [- -] Lawirując między rzadkimi sosnami, nadjeżdżają dwie armaty. Ustawiają się jedna za drugą w odległości stu metrów na różnych poziomach spadku leśnego wzgórza i po paru minutach otwierają ogień ze strasznie hałaśliwych gardzieli. Ta na wzgórzu usiłuje, jak się orientujemy, wymacać kulomioty. Wali w jakąś bardziej wyniosłą kamieniczkę nad rzeką, strzela trzy razy i karabiny milkną. [- -]
Uważnie obserwowałem spod oka mojego rosyjskiego przyjaciela. Musiałem stwierdzić, że nie grał ani inteligenckiej tragedii, ani dyplomatycznej komedii. Był szczerze i gorąco przejęty powodzeniem sprawy, za którą opowiedziało się jego sumienie i rozumienie. Może niejeden Polak mógłby się zawstydzić swojej powściągliwości w entuzjazmie, obserwując ogień zwycięskiego triumfu w oczach tego Rosjanina na widok pogromu jego braci.
Pod Wyszkowem, 15 sierpnia 1920
[Karol Wędziagolski, Pamiętniki, Londyn 1972]
Witowt Putna (dowódca bolszewickiej 27 Dywizji Strzeleckiej):
Z powodu dużych strat w ciągu kilku ostatnich dni pułki szybko tajały, amunicja wyczerpała się. Ludzie byli w stanie skrajnego wyczerpania. Nastąpił moment, kiedy nie tylko pojedyncze jednostki, a cała masa straciła wiarę w skuteczność walki z przeciwnikiem, wiarę w szansę na wygraną. Struna, która naprężała się od momentu sforsowania Bugu, pękła. Nocą z 15 na 16 sierpnia upewniłem się, że będziemy zmuszeni się cofnąć, my – to znaczy nie tylko nasza jedna dywizja, ale cała armia.
Pod Radzyminem, 16 sierpnia 1920
[Witowt Putna, K Wisle i obratno, Moskwa 1927, tłum. Agnieszka Knyt]
Kpt. Józef Godlewski (Oddział II Sztabu Generalnego WP):
Z brzaskiem Józef Piłsudski, wraz z najbliższym sztabem, wśród którego znajdował się gen. Leśniewski oraz ja, jako adiutant, wyruszył na linię boju w okolicy Ryk koło Puław. Pomimo naszych próśb, by się nie narażał, Piłsudski szedł pieszo w pierwszych szeregach piechoty. Na zmianę z adiutantami niosłem małą walizeczkę z orderami, którymi po boju Piłsudski natychmiast dekorował za osiągnięcia, bohaterstwo i odwagę oficerów i szeregowych. W żołnierzy wstąpił nowy duch. Po krótkim, zaskakującym boju Ryki zostały zdobyte i pierwsi jeńcy wzięci do niewoli.
Ryki, 16 sierpnia 1920
[Józef Godlewski, Na przełomie epok, Londyn 1978]
Kpt. Charles de Gaulle (członek francuskiej misji wojskowej w Polsce):
Ofensywa rozpoczęła się świetnie. Grupa Manewrowa, którą dowodzi szef państwa, Piłsudski, [- -] szybko przesuwa się na północ. Nieprzyjaciel, całkowicie zaskoczony widokiem Polaków na swoim lewym skrzydle, o których myślał, że są w stanie rozkładu, nigdzie nie stawia poważnego oporu, ucieka w rozsypce na wszystkie strony albo poddaje się całymi oddziałami. Zresztą w tym samym czasie uderzenie Rosjan na Warszawę załamało się [- -]. Ach! Cóż to było za piękne posunięcie! Nasi Polacy jak gdyby przypięli skrzydła, aby je wykonać; ci sami żołnierze, przed tygodniem wyczerpani fizycznie i moralnie, biegną naprzód, pokonują dziennie 40-kilometrowe etapy.
17 sierpnia 1920
[Charles de Gaulle, Bitwa o Wisłę. Dziennik działań wojennych oficera francuskiego, „Zeszyty Historyczne” z. 19, 1971]
Z artykułu w „Żołnierzu Polskim”:
Jaki żołnierz zwycięża? Taki, który umie stać. [- -] Zwycięża nie amunicja, nie ilość wojska, nawet nie wyborne wyszkolenie, ale zwycięża jedynie odważna postawa wojska. Kto ma mocniejszy charakter, ten zwycięża. Tchórz obładowany granatami, rewolwerami i szablami ucieka przed śmiałkiem, który ma tylko bagnet w garści. Im odważniej nacierasz, bracie żołnierzu, tym więcej masz prawdopodobieństwa pokonania liczniejszego nawet nieprzyjaciela.
Nasi chłopcy sto razy robili takie doświadczenia z bolszewikami. Idzie banda czerwonogwardyjska. Naszych jest dwudziestu – tamtych pięćdziesięciu. Wyją, krzyczą, świszczą, chcą naszych przestraszyć, biegną. Nasi stoją. Rozsypali się na miejscu w tyralierę i gotowi do strzału spokojnie czekają. Impet oddziału bolszewickiego słabnie na widok twardej postawy naszych zuchów. Biegną coraz mniej pewnie i przestali krzyczeć. Nasi nawet nie strzelili jeszcze, a tamci już są onieśmieleni, już przystają, już się zawahali. Wtedy nasi ognia! I znów ognia! W bolszewickiej bandzie zabici, ranni i zamęt; przeleciał ich strach. Nasi ruszają na nich żwawo. Tamci w nogi.
[…] Stój! Rozpoczynamy kontrofensywę. Nieprzyjaciel goni resztkami sił.
Warszawa, 17 sierpnia 1920
[Stój!, „Żołnierz Polski” nr 145/1920]
Z informacji w „Górnoślązaku”:
Przyszło do nowych zaburzeń. Około godziny szóstej zebrały się wielkie tłumy demonstrantów przed hotelem „Deutsches Haus”, w którym się mieści Polski Komisariat Plebiscytowy. Tłum zażądał wydania broni, gdyż spodziewał się, że w Komisariacie jest jej pod dostatkiem. Żądaniu temu nie uczyniono zadość, po czym wywiązała się przed Komisariatem zacięta walka. Około godziny ósmej tłum wzniecił ogień w dolnych pokojach hotelu. Gdy płomienie gasły, przyniesiono balony napełnione płynem łatwopalnym, które eksplodowały. Następnie wdarł się tłum do wnętrza budynku i wywlókł na ulicę osoby znajdujące się w biurach Komisariatu, rzucając je na pastwę rozbestwionych demonstrantów. Jedną osobę zastrzelono, dwie inne zamordowano. Wszelkie akta znajdujące się w biurach Komisariatu wyniesiono na ulicę i zniszczono je. Budynek hotelowy jest zupełnie zburzony.
Katowice, 18 sierpnia 1920
[Krwawa noc w Katowicach, „Górnoślązak” nr 189/1920]
Janina Śmieciuszewska-Rościszewska (członkini Służby Narodowej Kobiet Polskich) w dzienniku:
Te okopy – pożal się Boże jakie – ledwie głowę w nich można schować, a w dodatku nie ma łączności, przerwy ogromne między jednym odcinkiem a drugim. Trzeba przebiegać gołym polem. I jak tu łączność utrzymać? [- -] Z ciężkim sercem dobrnęliśmy do ostatniego punktu. Dalej już nie było wojska. Podobno poszli naprzód odbierać bolszewikom jakąś wieś. [- -]
W ogóle ludność cywilna, gdzie tylko mogła, pomagała. [- -] Stałam wówczas koło rannego przy słupie ogłoszeniowym. Opatrywałam go, ale ruszyć się nie mogłam poza ten słup, bo natychmiast z Warszawskiej padały salwy. I tak on leżał, a ja przy nim stałam. Z każdej bramy jednak leciały ku nam życzliwe spojrzenia i pomoc dla żołnierzy: papierosy, owoce, różności. W tym współdziałaniu cywilów z wojskiem było coś tak wzruszającego, że uklękam za tym słupem, Bogu dziękując za to zjednoczenie serc w wielkim pragnieniu zwycięstwa.
Płock, 19 sierpnia 1920
[Kartka z dziennika (19 sierpnia 1920 r.), „Notatki Płockie” z. 4/2012]
Płk Juliusz Rómmel (dowódca 1 Dywizji Kawalerii WP):
Tuż przed naszym wzgórzem nagle wylądował polski samolot. Z aparatu wyskakuje dzielny lotnik, biegnie w naszym kierunku, wymachując ku nam z daleka jakąś depeszą. Była to, jak się okazało, depesza z Armii. Czytam. [- -] Litery i cyfry skaczą mi przed oczyma w fantastyczny sposób. Nareszcie rozumiem! [- -] Stało się coś tak niezwykłego, tak radosnego! Czegoś tak przyjemnego nie słyszeliśmy od dawna. Fala szczęśliwości zalewa mi mózg i serce. Słyszę radosny głos lotnika po raz już chyba setny powtarzającego zgromadzonym wokół oficerom, że Warszawa uratowana! Bolszewicy pobici na głowę nad Wisłą! Cała ich armia ucieka w najwyższym popłochu. Tysiące jeńców, setki armat dostały się jako zdobycz w nasze ręce. Komendant przebywa przy armii i dowodzi osobiście.
Kulików pod Lwowem, 19 sierpnia 1920
[Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerji generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów 1932]
Lew Trocki (ludowy komisarz spraw wojskowych):
Kiedy niebezpieczeństwo zagrażające armii Tuchaczewskiego stało się całkiem wyraźne, a głównodowodzący wydał rozkaz, by front Południowo-Zachodni zmienił gwałtownie kierunek ofensywy na Zamość – Tomaszów, [- -] dowództwo frontu, z podpuszczenia Stalina, kontynuowało marsz na zachód. Przez trzy albo cztery dni nasz Sztab Generalny nie mógł wyegzekwować tego rozkazu. Dopiero po wielokrotnych ponagleniach, popartych groźbami, dowództwo Frontu Południowo-Zachodniego zmieniło kierunek ofensywy, ale wówczas zwłoka była już niepowetowana. 16 sierpnia Polacy przeszli do kontrnatarcia i zmusili nasze oddziały do odwrotu. [- -] Gdyby Stalin, Woroszyłow i analfabeta Budionny nie prowadzili własnej wojny w Galicji, a Czerwona Konnica znalazła się na czas w Lublinie, Armia Czerwona nie doznałaby klęski.
[Norman Davies, Orzeł biały, czerwona gwiazda, Kraków 1997]
Z informacji w piśmie „Ochotnik”:
U jeńców wziętych w ostatnich bitwach pod Warszawą znaleziono odezwy, nawołujące głosem rozpaczy do wytrwania. W obawie o to, że Czerwona Armia nie wytrzyma już poczynającej się ofensywy wojsk polskich, komisarze bolszewiccy obiecują jej bogaty łup w Warszawie, odpoczynek i dowolne pohulanie. Dzika horda bolszewicka najwidoczniej zwątpiła o swoich siłach, cofa się i rozłazi, a Trocki i komisarze czynią ostatnie wysiłki, by zmusić ją jeszcze obietnicami rozboju.
Warszawa, 19 sierpnia 1920
[Bolszewicy słabną!, „Ochotnik” nr 9/1920]
Gen. Maxime Weygand (członek misji sojuszniczej):
Wspaniałe zwycięstwo polskie pociągnie za sobą konsekwencje o nieobliczalnej ważności dla sytuacji międzynarodowej. Skonsoliduje ono Państwo Polskie, którego istnienie jest konieczne dla bezpieczeństwa Francji. Niemcy, które już miały nadzieję wejść w stosunki bezpośrednie z Sowietami, aby rzucić czerwone armie przeciw wrogowi zza Renu, będą zmuszone wyrzec się osiągnięcia tymi środkami przekreślenia traktatu wersalskiego. [- -]
To zwycięstwo, które jest powodem wielkiego święta w Warszawie, jest zwycięstwem polskim. Przewidujące operacje wojskowe zostały wykonane przez generałów polskich na zasadzie polskiego planu operacyjnego. Moja rola, jako też rola oficerów z misji francuskiej, ograniczyła się do wypełnienia kilku braków w szczegółach wykonania. [- -] To bohaterski naród polski sam siebie uratował.
Warszawa, 20 sierpnia 1920
[Jacques Weygand, Weygand. Mój ojciec, „Zeszyty Historyczne” z. 19, 1971]