Wiosną 1929 r. na stanowisko dowódcy 12 pułku piechoty mianowany został ppłk Józef Michał Jaklicz, doświadczony, trzydziestopięcioletni oficer rodem z Krakowa, który pierwsze wojskowe szlify zdobywał w 3 pułku piechoty Legionów Polskich. W 1918 r. w stopniu kapitana rozpoczął służbę w Wojsku Polskim, uczestniczył w wojnie polsko-ukraińskiej i wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1920-1922 studiował we francuskiej École Superieure de Guerre, a po powrocie do kraju – aż do czasu swego przyjazdu do Wadowic – pełnił funkcje sztabowe, a także wykładał w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Stanowisko dowódcy „dwunastki” pełnił do czerwca 1932 r., od roku 1930 w stopniu pułkownika. W kampanii wrześniowej Jaklicz pełnił funkcję II zastępcy szefa Sztabu Głównego, internowany w Rumunii. Konspiracyjny dowódca Wojska Polskiego we Francji (1942-1944). Po wojnie pozostał na emigracji i mieszkał w Paryżu. W 1964 r. Rząd RP na uchodźstwie nadał pułkownikowi stopień generała brygady. Były dowódca 12 pułku piechoty Ziemi Wadowickiej zmarł dziesięć lat później.
Podczas wojny polsko-bolszewickiej mjr Józef Michał Jaklicz był szefem sztabu 15 Dywizji Piechoty, a w lipcu 1920 r. objął stanowisko dowódcy 25 pułku piechoty, którym dowodził do września. Fragmenty korespondencji oficera do żony Stanisławy Jakliczowej publikujemy za opracowaniem Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach.
Od trzech dni jestem w Winnicy… Zdecydowane było, iż jadę do Warszawy. Prawie w ostatniej chwili przyszedł rozkaz, i to z Belwederu, który przyniósł mnie do Winnicy. Nie mogę pogodzić się z tym, że w kwestiach tyczących mnie osobiście decyduję nie ja, a ktoś inny. Stawałem do raportu z prośbą o przeniesieniu mnie na front z funkcją dowódcy baonu i zwymyślano mnie. Jest wojna i w czasie jej trwania zrozumiałe jest, iż osobiste wole i chęci muszą przenieść się na plan drugi.
Bardzo ciekawie układa się sytuacja wojskowa w naszym pobliżu. Tworzymy skład wysokiego sztabu „Dowództwo Etapów Wojsk Polskich na Ukrainie”. Zdawałoby się, że jako etap jesteśmy tysiąc km za frontem, tymczasem przed dwoma dniami bolszewicy, przerwawszy front, znaleźli się o 40 km od Winnicy, o czym dowiedzieliśmy się dopiero dzisiaj. Żartownisie powiadają, że można obudzić się w objęciach pięknej komunistki i posyłają do Warszawy na wszelki wypadek po cywilne ubrania. Ja ograniczam się do wysłania cenniejszych książek.
Kiedyś opiszę polityczne historie i układanie się stosunków polsko-ukraińskich. Wydaje mi się, że przeliczyliśmy się z siłami i poszli na wielką politykę z angażowaniem militarnych sił nie mając należytego zabezpieczenia. Odcięty od świata – gdyż nawet łącznością telefoniczną z armiami nie rozporządzamy – nie wiem, co się dzieje, zwłaszcza na północy, nad Dźwiną, tam nie jest dobrze. [- -]
Winnica
Po przerwaniu frontu naszego przez bolszewików bezpośrednio zagrożeni w Winnicy ewakuowaliśmy się gwałtownie nocą właśnie w rocznicę mojej klęski czortkowskiej*. Sprawowałem funkcję szefa sztabu Dowództwa Etapów. Otrzymałem dokładne wiadomości od zaufanych naszych agentów, że wsie okoliczne przy naszym opuszczaniu Winnicy mają nam urządzić noc św. Bartłomieja**. Miały one w tym wprawę, bo poprzednio uczyniły to samo z Niemcami. Myślałem wtedy, że noc ta będzie trudniejsza od zeszłorocznej w Czortkowie. Wtedy miałem jeszcze oddział dzielnych i uzbrojonych żołnierzy, teraz prócz stu żołnierzy kompanii sztabowej, złożonej z ordynansów i łazików, nikogo ze zbrojnych. Równocześnie przyszła wiadomość o zajęciu przez kawalerię bolszewicką Berdyczowa, wycięciu szpitala i załogi. To przyspieszyło naszą ewakuację i ewakuację rządu ukraińskiego. Odbyło się wszystko w porządku. Dzisiaj bezpiecznie siedzimy w Płoskirowie.
Płoskirów, 11 czerwca 1920 r.
Więc mam 25 p. p. od dni pięciu. Być dowódcą dobrego pułku na froncie chyba najmilsza funkcja w wojsku, naturalnie w czasie wojny. Urządziłem już dwa ataki, teraz oczekuję ataku bolszewickiego. Dlatego nie śpię, bo normalnie o 10-tej już śpię, wstaję natomiast o 3-ej. Mam odcinek 14 km i bodaj najważniejszy na odcinku [gen. Zygmunta] Zielińskiego. Walą do mnie bolszewicy z czterech dział, a ja do nich z szesnastu. Cały dzień włóczę się po okopach, w nocy wyczyniam ataki, gadam z żołnierzami, jednym słowem czuję się w swoim żywiole.
Godz. 3.15 rano. Przed 20 minutami rozpoczął się atak bolszewicki. Wieś Babki 200 m przed naszą pozycją cała w ogniu, biedni ludziska, zdaje się, nie zostanie ani jedna chałupa. Strzelanina pierwszorzędna: artyleria nasza – ich – kaemy, wszystko w cudownie pięknym rozgwarze, ale koniec, bo muszę telefonować.
Rafajłówka, 18 lipca 1920 r., godz. 12.30 w nocy
W czasie bitwy byłem już w silnym niepokoju, bo bolszewicy wdarli się do okopów, przerwali zasieki druciane, kontratakiem jednak zostali odparci. Straty mają bardzo ciężkie. Siekliśmy i gnaliśmy artylerią i kaemami, przykro było patrzeć, jak to bractwo kładło się na ziemi… Placówka na cmentarzu, ciemno, poprzewracane groby, przed cmentarzem dogasa wieś spalona dziś rano. Obrazek z Sienkiewicza, mający dużo uroku i potęgi.
Zgnębiony jestem wiadomościami, jakoby Rada Obrony Państwa przyjęła warunki Lloyd George’a, których podstawą jest linia Zbrucza i Bugu. Jeśli to prawda, to chyba przyjdzie sobie w łeb strzelić. Na to człowiek wojuje lat tyle, karku ochotnie nadstawia, bije się w Białej Rusi, Litwie, wschodniej Galicji, aby w rezultacie wszystko to oddać. Myśląc o tym zdaje mi się, że oszaleję albo rozniecę rokosz w wojsku i będę się bił do upadłego.
Rafajłówka, 18 lipca 1920 r., godz. 23.30
* W czasie polskiej ofensywy przeciwko Ukraińcom w Małopolsce Wschodniej grupa mjr. Józefa Jaklicza zajęła w nocy z 6 na 7 czerwca 1919 r. broniony przez I Brygadę Strzelców Siczowych Czortków. Przeprowadzona następnego dnia ukraińska kontrofensywa doprowadziła do odbicia miasta. W grupie J. Jaklicza w walkach o Czortków wsławił się I batalion 36 pp Legii Akademickiej.
** Nawiązanie do krwawej rzezi hugenotów dokonanej przez katolików w Paryżu w nocy z 23 na 24 sierpnia 1572 r.
[Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wybór i oprac. J. Borkowski, Warszawa 1990, s. 174-176]