Marzec 1933 r. Po kilkutygodniowym pobycie w krakowskim szpitalu św. Łazarza i ciężkiej operacji wrzodu dwunastnicy Emil Zegadłowicz wrócił do swego dworu w Gorzeniu. Zanim jednak opuścił Kraków odwiedził wraz z żoną redakcję „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” i udzielił wywiadu, w którym opowiedział o swoich poetycko-pisarskich planach na najbliższą przyszłość.
Choroba przerwała moje prace – mówi nam autor „Lampki oliwnej” – tem chętniej powracam teraz do Gorzenia, gdzie będę mógł kontynuować te prace, które pozostawiłem na warsztacie. W pierwszym planie – dalszy ciąg „Mikołaja Srebrempisanego”…
Jak wiadomo, ciekawy ten cykl powieściowy, zaczął poeta przed kilku laty. Jest to powieść autobiograficzna, w której pod postacią Mikołaja Srebrempisanego łatwo odgadnąć samego poetę. Dotychczas wyszły trzy tomy tej na wielką skalę zakrojonej oryginalnej powieści: „Godzina przed jutrznią”, „Z pod młyńskich kamieni” i „Cień nad falami”.
– Dałbym inny nieco tytuł – mówi Zegadłowicz – części drugiej, gdybym ją teraz dopiero wydawał… napisałbym „Spod młyńskich kamieni”… Część czwarta, na warsztacie, nosić będzie tytuł „Zmory”. Przedstawione będą w niej lata gimnazjalne mego bohatera, które wraz z budzącemi się instynktami erotycznemi stwarzają istotnie „zmorowate” życie młodzieńcowi…
(Emil Zegadłowicz autor „Powsinóg beskidzkich” w Pałacu Prasy, „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1933, nr 88)1
Czerwiec 1933 r. W Wadowicach i Gorzeniu Górnym trwają uroczystości jubileuszu 25-lecia pracy twórczej Zegadłowicza. Okolicznościowa wystawa w gmachu Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, akademie, życzenia, wizyty władz, Pieśń świętojańska o Sobótce Jana Kochanowskiego według Mikuty w wykonaniu wadowickich gimnazjalistów i uczennic z Prywatnego Gimnazjum Michaliny Mościckiej w dworskim parku w Gorzeniu. Za swe zasługi na niwie kultury Zegadłowicz otrzymał honorowe obywatelstwo Wadowic, ulicę swego imienia (drugi – obok burmistrza Teofila Kluka – przypadek w historii międzywojennego miasta), wreszcie patronat nad świetlicą w wadowickim gimnazjum, którego był absolwentem z 1906 r.
Przełom lat 1935 i 1936. Po ukazaniu się Zmór zawrzało. Jak słusznie stwierdził dziennikarz „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” [- -] krytycy podzielili się na dwa obozy. Jedni widzą w tym dziele prawdziwe objawienie [- -]. Innego zdania jest druga grupa krytyków, równie liczna2. Nie trzeba dodawać, że to drugie grono było pisarzowi co najmniej nieprzychylne. Nie zmienia to faktu, że Zmory w tym czasie były najbardziej poczytną książką.
W jednej z dużych wypożyczalń krakowskich zakupiono 18 egzemplarzy i mimo to nie można tej książki dostać! Trzeba być wpisanym na listę protegowanych! Takim zainteresowaniem nie cieszyły się dotychczas utwory Zegadłowicza. Ani o „Powsinogi Beskidzkie” ani o inne kolędziołki nie dobijali się ludzie.
(Chłoszczący sąd Rostworowskiego o „Zmorach” Zegadłowicza, „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1935, nr 317)3
Cóż więc takiego Zegadłowicz zawarł w swej powieści – kolejnej odsłonie Żywota Mikołaja Srebrempisanego – że zasłużył sobie na miano skandalisty? Dlaczego skonfiskowano nakład powieści, w której cenzura zakwestionowała 87 (!) fragmentów z czego aż 40 zakwalifikowano jako treści i wizerunki pornograficzne?
Podczas pierwszego w 1936 r. zebrania Katolickiego Stowarzyszenia Mężów, organizacji działającej przy wadowickiej parafii, podniesiona została sprawa nowej książki gorzeńskiego pisarza.
Zebranie ogólne 1sze
dnia 12 stycznia 1936 odbyte we własnym lokalu w Domu Kat[olickim] [- -]
Ks. dziekan [Leonard Prochownik4] porusza sprawę zajęcia stanowiska wobec treści broszury [sic!] Zegadłowicza pt. „Zmory”. Po przeprowadzonej dyskusji uchwalono jednogłośnie następującą rezolucję:
Kat[olickie] Stow[arzyszenie] Mężów w Wadowicach na Zebraniu ogólnym w dniu 12 stycznia 1936:
1. Zakłada uroczysty protest przeciwko szerzeniu pornografii, ohydy i bluźnierstwa przez książkę pt. „Zmory” autora Zegadłowicza, uważając, że nawet największy wróg narodu polskiego nie mógłby wynaleźć lepszego środka na osłabienie energii i żywotności narodu od tego, który Zegadłowicz w swojej książce podał, szerząc wśród społeczeństwa wyuzdaną demoralizację;
2. Uprasza Radę Miejską w Wadowicach o przywrócenie dawnego miana ulicy Tatrzańskiej i cofnięcia obywatelstwa honorowego Zegadłowiczowi;
3. Uprasza Komitet Rodzicielski w Gimnazjum o usunięcie patronatu Zegadłowicza i jego wizerunku ze świetlicy gimnazjalnej.
P. Woźniak wyraża prośbę, aby ks. dziekan imieniem całej Akcji Kat[olickiej] wobec odpowiednich czynników zajął stanowisko po myśli powyższej rezolucji.
(Protokół z zebrania wadowickiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Mężów z 12 stycznia 1936 r.)5
Zaledwie dwa dni później, 14 stycznia sprawa patronatu Zegadłowicza została podjęta na posiedzeniu Rady Pedagogicznej wadowickiego gimnazjum przez ks. Edwarda Zachera, prefekta szkoły. W Zmorach pisarz brutalnie rozprawił się z okresem szkolnym Mikołaja Srebrempisanego w gimnazjum „wołkowickim” – i choć zmienił nazwę miejsca akcji (Wołkowice) i imiona bohaterów – podobieństwa do osób prawdziwych były tak oczywiste, że książkę potraktowano jako pastisz na szkołę. We wniosku do kuratorium, uchwalonym przez Radę Pedagogiczną przy dwóch głosach wstrzymujących się, napisano:
1) Pan Emil Zegadłowicz przez wydanie powieści Zmory przestał być dla młodzieży przykładem pedagogicznym człowieka, który szanuje wartości moralne, religijne i ogólnoludzkie;
2) Kłamliwie i fałszywie, w ujemnym świetle przedstawił grono nauczycieli gimnazjum, gdzie autor Zmór się wychował [- -];
4) młodzież szkolna poruszona zdrową opinią starszego społeczeństwa zwróciła się z prośbą do tutejszej Dyrekcji o usunięcie nazwy Emila Zegadłowicza ze świetlicy, nie pojmując dlaczego świetlica ma jeszcze dalej nosić tę nazwę.
(Protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej Gimnazjum w Wadowicach z dn. 14 I 1936 r.)6
Prawda była jednak taka, że młodzież szkolna robiła wszystko aby zdobyć książkę Zegadłowicza, który im bardziej był potępiany tym bardziej każdy chciał [- -] Zmory, niełatwe do zdobycia, przeczytać7. Wniosek grona profesorskiego oczywiście zadziałał i wkrótce zaprojektowana przez Wincentego Bałysa i Franciszka Suknarowskiego świetlica gimnazjum, pełna świątków Wowry i mebli w stylu góralskim, straciła swojego gorzeńskiego patrona.
Na początku lutego Rada miejska odebrała Zegadłowiczowi honorowe obywatelstwo i patronat nad ulicą, przywracając jej miano Tatrzańskiej.
W związku z wydaniem przez Emila Zegadłowicza powieści „Zmory”, w której przedstawione są przedwojenne stosunki wadowickie, wpłynął do Rady miejskiej m. Wadowic wniosek o odebranie Zegadłowiczowi obywatelstwa honorowego miasta, nadanego w roku 1932 [wł. 1933] z okazji 25-lecia twórczości poety beskidzkiego i o przywrócenie ulicy imienia Emila Zegadłowicza z powrotem nazwy ulicy Tatrzańskiej. Wniosek ten został uchwalony przez Radę miejską 14-ma głosami na 21 radnych, uprawnionych do głosowania.
(Wadowice odbierają Zegadłowiczowi obywatelstwo honorowe, „Gazeta Lwowska” 1936, nr 32)8
Po powyższym wprowadzeniu łatwiej nam zrozumieć poświęcone Zmorom i jego autorowi „wycinki prasowe” z okresu styczeń – marzec 1936 r. Aby przedstawić różne strony dyskursu – zarówno tych pisarzowi przychylnych jak i skrajnie przeciwnych – sięgnęliśmy tak do czasopism lewicowych jak i konserwatywnych, kościelnych i antyklerykalnych oraz wolnomyślicielskich. Zachowany został układ chronologiczny pojawiających się w prasie tekstów.
We wszystkich artykułach zachowano oryginalną pisownię.
– – –
„Gazeta Kościelna”9, 26 stycznia 1936
Demon Literatur
Przyjęła się w literaturze od wieków personifikacja natchnienia artystycznego w postaci Muzy. Jest to symbol podświadomej energji twórczej, symbol w dodatnim tego słowa znaczeniu. Ale cóż powiedzieć, gdy z podświadomości pisarza wytryśnie nagle lawa brudnej pornografji — gdy zaskoczona tern opinja zapytuje ze zdziwieniem, co mu się stało, dlaczego ni stąd ni zowąd to napisał? I mimowoli ciśnie się określenie: Tym razem nie natchnęła go Muza — ale opętał Demon.
W ostatnich czasach mieliśmy smutne przykłady takiego „opętania”. Najpierw zelektryzowała społeczeństwo powieść Jalu Kurka p. t. „Grypa szaleje w Naprawie”, powieść nagrodzona przez Polską Akademję Literatury. Narobiła ona dużo wrzawy, nie tylko spowodu brudów pornograficznych, w jakie obfituje — ale i dlatego, że nie jest zgodną z rzeczywistością, że jest krzywdzącym paszkwilem na wieś podhalańską i to własną wieś rodzinną. [- -]
Ucichł Kurek z swoją Grypą — a oto znowu wstrząsły [oryg.] społeczeństwem do głębi „Zmory” Emila Zegadłowicza. I oto znowu pytanie: Cui bono? Dlaczego? Emil Zegadłowicz znany jest z wcale dobrej strony. Najlepszem świadectwem jest opinja p. Lechickiego w „Przewodniku po Beletrystyce”10 . Oto co pisze na str. 357: „Zegadłowicz Emil. Ur. 1888. Zmanierowany poeta beskidzki. Od mdłego ekspresjonizmu przeszedł do „Ballad”, rzucając miasto [- -] proklamując powrót ku przyrodzie. Głosi „religję serca”, rodzaj naiwnego fideizmu bez dogmatów i sankcyj moralnych. Nie uznaje ani cnót, ani win, jako naturalista i panteista każe ziemskość wchłonąć, ukochać i zrozumieć i t. d.”. Jak widzimy, zarzutów wprawdzie dość, ale ani słowa o erotyzmie, perwersji, czegoby p. Lechicki mu nie darował, gdyby tak było.
Znany jest Zegadłowicz jako poeta. Śliczne jego „Powsinogi Beskidzkie” wzbudzają zachwyt — swym dziwnym czarem i oryginalnością. I w prozie, w autobiografji p. t. „Żywot Mikołaja Srebrempisanego” nie zdradził żadnej deprawacji — choć 3 tomy tego wydał. Aż nagle czwarty tom, p. t. „Zmory”, jak grom uderzył w społeczeństwo. Pokazało się, że ten czwarty tom, to zwykłe, obrzydliwe świństwo. Nie mam zamiaru pisać recenzji tej książki — nie zasługuje ona na to w „Gazecie Kościelnej” — zresztą uczynili to inni [- -].
W „Wiadomościach Literackich” z 1 grudnia 1935 r. Nr. 628 broni się Zegadłowicz, że to co pisał w „Zmorach” nie jest przesadą lecz prawdą — a dowodem tego mają być listy od studentów gimnazialstów — którzy mu za te „Zmory” dziękują?!11 Według Zegadłowicza młodzież deprawuje katecheta, przymus religijny w Polsce (jest za maturą bez religji) — obłuda, pruderja — wszystko, tylko nie książka jego i jemu podobne. [- -] W jakim celu [Zegadłowicz] te „obrzydliwe” Zmory napisał? Może dla zrobienia „kasy” [- -] lub dla zdobycia sławy, której nie mógł zdobyć, jako poeta [- -].
Jeżeli Zegadłowicz miał jaki cel — to chyba deprawacji. I to ten [- -] przedtem taki romantyczny, idealny, taki świątkowy, taki assyżowy, taki franciszkański. Dlatego może i słusznie Morstinowa 12 w swej recenzji w „Przeglądzie Powszechnym”, chcąc sobie wytłumaczyć — co pchnęło Zegadłowicza do tego kroku, pisze, a raczej cytuje Janowskiego: „Zegadłowicz, jakby chciał się popisać, jakby chciał powiedzieć: Macie mnie za beskidzkiego świątkarza, za poetę cichej kontemplacji i zadumy? A właśnie, że wam pokażę, co umiem; mieliście mnie za katolika, za klerykała — a widzicie, a macie i wylewa się cały zdrój złości i nienawiści na wszystko, co religja, Kościół, ksiądz”13. I to tak gwałtownie, że aż cenzura, ta nasza pobłażliwa cenzura, łapę na jego „Zmory” położyła. I gdy to wszystko się rozważy, uparcie wraca myśl, jak na początku, że to chyba Demon opęta czasem pisarza i każe mu pisać to, z czego sam się potem wytłumaczyć nie umie. [- -] Trudno! Ma każdy człowiek —ma i pisarz swoje pokusy i grzechy i zbrodnie. Ale jedno pociesza: Zdrowy odruch społeczeństwa po każdym takim wyczynie. To otuchą nas napełniło, że źle jeszcze nie jest — a dla pisarzy, „demonem” opanowanych przestrogą — że każdy taki ich wyczyn skończy się dla nich kompromitacją — a nawet… cenzurą.
(M. Lewicki, Demon Literatur, „Gazeta Kościelna”, nr 4, 23 stycznia 1936, s. 47-48)
– – –
„Wolnomyśliciel Polski”14, 10 lutego 1936
Konfiskata „Zmór” Zegadłowicza
Przed paru miesiącami ukazała się niezwykła jak na nasze stosunki książka Zegadłowicza, „Zmory“. Książka realistyczna w treści i w formie. Autor powiedział prawdę o pewnem środowisku i pewnych czasach i podał tę prawdę w formie odpowiadającej jak najściślej rzeczywistości. Ale ten realizm przepojony jest takim idealizmem pragnienia prawdy i prawdziwości, że budzi szczery szacunek i podziw dla odwagi autora. Książka jego została uznana za odważną i oceniona poważnie.
Jak było do przewidzenia, została rozchwytana i trzeba było przystąpić do rzucenia na rynek wydania drugiego. Wyszło w Krakowie i zostało skonfiskowane. Po paromiesięcznem bardzo bujnem życiu książka Zegadłowicza została wycofana z obiegu i oddana pod sąd. Jaki los ją czeka? Trudno to w tej chwili przesądzać, ale tradycja pewna istnieje u nas pod tym względem. Przed laty 35-ciu Andrzej Niemojewski 15 wydał „Legendy”, a mianowicie u Altenberga we Lwowie. Prasa „galicyjska” i to nawet najbardziej klerykalna, zachwycała się tem dziełem, a zakład sercanek zakupił 20 egzemplarzy tej książki na nagrody dla najlepszych uczennic.
Ale potem ktoś dał hasło do odwrotu i prasa zawróciła. Okazało się, że „Legendy” to stek bluźnierstw najgorszego kalibru. Naganka [oryg.] trwała dość długo i książka została skonfiskowana. Zwyczajem ówczesnym pewni posłowie wnieśli interpelację w parlamencie wiedeńskim, odczytali miejsca skonfiskowane i książka poszła w obieg jako interpelacja parlamentarna, zimunizowana słowem poselskiem. Skonfiskowano jedynie tytuł: „Legendy”. Tak było w Galicji i Lodomerji. Inaczej miała się rzecz w Warszawie. Tu obowiązywała cenzura prewencyjna, a ponieważ cenzor rosyjski uznał się za niekompetentnego w sprawach religijnych, przeto starym dobrym zwyczajem panującym od czasów Piłata, Annasza i Kaifasza, odesłał rękopis konsystorzowi rzymsko-katolickiemu ten zaś oddał go do ocenzurowania kanonikowi Załuskowskiemu. Kanonik nie tylko [oryg.], że nie dał tak zwanego „akceptu kościelnego” dziełu literackiemu, ale uważał za możliwe i konieczne skonfiskować nawet rękopis. Andrzej Niemojewski rękopisu swego dzieła z rąk kapłańskich spowrotem nie otrzymał. Jak dżentlemen duchowny pokaże swoje dżentlemeństwo, to już na całego.
I cóż? Książka Andrzeja Niemojewskiego nie popadła w zapomnienie. Konfiskata zrobiła jej świetną reklamę, a dzisiaj każdy, kto tylko chce, może to dzieło kupować i sprzedawać bez jakichkolwiek ograniczeń. Tak też będzie z książką Zegadłowicza. Konfiskata zaktualizowała ją dla tych wszystkich, którzy jej dotychczas nie poznali. Jeśli dojdzie do rozprawy sądowej i do skonfiskowania pewnych miejsc świetnej książki, to czytelnicy kupować będą egzemplarze skastrowane przez cenzora i potrafią postarać się o potrzebne wypisy. Tak się to przecie zazwyczaj robi. Gdyby Jehowa nie był w raju zaczynał mówić o drzewie wiadomości złego i dobrego, Ewa nie byłaby się zainteresowała owocami tego drzewa. Jest to więc kwrestja psychologji.
(Konfiskata „Zmór” Zegadłowicza, „Wolnomyśliciel Polski”, 10 lutego 1936, nr 6, s. 73)
– – –
„Kurjer Poranny”16, 11 lutego 1936
Odebrana ulica
Mieć w mieście rodzinnem za życia ulicę swego imienia to zaszczyt nielada. — To pomnik. Nazwa ulicy czy placu trwa nieraz setki lat, wrasta w żywą tradycję miasta, a czasami staje się pamiątką po tradycjach zamarłych. Przekazuje się ją wielu pokoleniom przyszłym z naszą niejako sankcją, z naszą aprobatą.
Tam w dalekiej przyszłości bywa oczywiście rozmaicie. Niekiedy imię przeżyje ulicę i trwa w pamięci ludzkiej nadal swojemi własnemi wartościami. Tak bywa wówczas, gdy pamięć człowieka lub pamięć czynu trwalsza jest niż pomniki. Ale bywa i tak również, że nazwa ulicy staje się pogrobowym pomnikiem zapomnianej sławy, iż pamięć o człowieku trwa bardziej w nazwie ulicy niż w pamięci ludzi późniejszych jego czynów i zasługi.
A jednak szanujemy i takie nazwy, zachowujemy je. Niech będą, niech świadczą, że ktoś kiedyś u współobywateli miał mir i uznanie, że im lub ich miastu jakoś się zasłużył. W razie potrzeby ciekawość naszą zaspokoją historycy.
Nie trzeba dodawać, że w szafowaniu zaszczytem chrzczenia ulic imionami zasłużonych, nie należy być zbyt rozrzutnym. Jak się rzekło, to duży zaszczyt i dużą aktualnie powinien być wsparty zasługą. To nie jest grzecznościowy rewanż za przysługę, za wyrządzone dobro.
Ale gdy się raz kogoś tym zaszczytem uczciło, odbierać go się nie godzi. Gdy imieniem żyjącego i tworzącego człowieka nazywa się ulicę, zawsze się zdarzyć może, że ten człowiek, żyjąc, nie sprosta naszym nadziejom. To trudno. W takich wypadkach honorujemy jego czyny czy dzieła przeszłe, nie zaś przyszłe, nieznane nam i z tego musimy zdawać sobie sprawę.
Miasto Wadowice nadało przed czterema laty Emilowi Zegadłowiczowi obywatelstwo honorowe i jego nazwiskiem nazwało ulicę dawniej zwaną Tatrzańską. Ale Zegadłowicz napisał powieść „Zmory“, w której opisując w sposób wysoce niepochlebny atmosferę i stosunki miasta prowincjonalnego — w powieści Wołkowice — wziął sobie za „model” podobno rodzinne Wadowice. Ktoś się musiał w tych „Zmorach“ przejrzeć jak w krzywem zwierciadle, skoro radni miejscy postanowili odebrać pisarzowi obywatelstwo honorowe i pozbawić go „własnej” ulicy.
Nie wiemy, czy Wadowice nie pośpieszyły się za bardzo z tak, wielkiemi honorami dla Zegadłowicza przed czterema laty. Ale gdy to już się stało, czyż wypada, doprawdy, w ten sposób likwidować swój aktualny spór z pisarzem? Przecież Wadowice nie uczciły Zegadłowicza, autora „Zmór“. Uczciły twórcę „Powsinogów Beskidzkich”. I tak przecież mogłoby zostać.
Nie chodzi nam w tym wypadku o Zegadłowicza. Ale ojcowie miasta powinni zdawać sobie sprawę, że żonglowanie największym zaszczytem, który mają dla swych zasłużonych współobywateli, deprecjonuje wartość tego zaszczytu, a również trochę ośmiesza — niepotrzebnie.
(Odebrana ulica, „Kurjer Poranny”, nr 42, 11 lutego 1936 r., s. 3)
– – –
„Wiadomości Literackie”17, 23 lutego 1936 r.
Kompromitacja Wadowic
Rada miejska w Wadowicach uchwaliła odebranie Emilowi Zegadłowiczowi honorowego obywatelstwa i nazwy ulicy jego imienia za … „Zmory”. Możnaby przypuszczać, że ten krok, jako wyjątkowe horendum godne Abdery albo średniowiecznego Pcimia, służy celom propagandy Wadowic w myśl kupieckiej zasady, że reklama stanowi dźwignię handlu i przemysłu. Jednakże tak nie jest, bo ludzie już dawno dowiedzieli się o istnieniu tego miasteczka właśnie dzięki Zegadłowiczowi. Jego to działalność poetycka, opiewająca z dworku pod Wadowicami Beskid, przyczyniła się do spopularyzowania tego zakątka.
Gdy sięgnie się pamięcią o kilka lat wstecz, ujrzy się liczne przyjazdy wielu ludzi zasłużonych w sztuce i literaturze do Gorzenia (pod Wadowicami), siedziby poety, zobaczy się zjazdy, obchody, jubileusze dla uczczenia talentu Zegadłowicza. Wtedy Wadowice klaskały i mlaskały z zadowolenia, tak jakby choć w małej cząstce ich w tem była zasługa. Wtedy brały udział we wszelkich honorach i splendorach dla „swego” Zegadłowicza.
Wtedy fundowano mu świetlicę, obdarzano obywatelstwem, przybijano tablicę. Dziś, kiedy wiaterek (mocno podejrzany) powiał inaczej, kiedy zawołano gdzieś o prokuratora, kiedy „Zmory” skonfiskowano – Wadowice poczuły się dotknięte a rada miejska usiłuje obniżyć wartości Zegadłowicza, odbierając mu te wszystkie zaszczyty, któremi go niedawno raczyła. Chciałoby się zapytać, czy naprawdę nikogo już nie było w sławetnej radzie miejskiej, ktoby wytłumaczył biednym prowincjonalnym mózgom, że to nie Zegadłowicza obniżają, – bo tego, na szczęście, nie jest w stanie uczynić żadna rada miejska na świecie, – ale że wyłącznie siebie i swoje miasto kompromitują, okrywając śmiesznością wobec ludzi kulturalnych. Radzę na wszelki wypadek schować ten akt obywatelstwa i tabliczkę ulicy – bo obawiam się, że trzeba będzie kiedyś w pokornych lansadach spowrotem wręczać i przybijać.
W każdym razie wadowicka rada miejska przejdzie do historii – niezbyt wprawdzie pochlebnie, bo narówni [oryg.] z innemi kłodami i cierniami, poprzez które musiał przechodzić poeta beskidzki. Tak wygląda mała rzecz – z której buchnął wielki wstyd. [- -]
(Z. Pronaszko18, Kompromitacja Wadowic, „Wiadomości Literackie”, nr 8 (640), 23 lutego 1936 r., s. 6)
– – –
„Robotnik”19, 21 marca 1936
Zmora „Zmór”. O książkach p. Żegadłowicza
Jak wiadomo, „Zmory“ Zegadłowicza, przedstawiające życie gimnazjalne w dawnych Wadowicach, zostały skonfiskowane. Skonfiskowane (tak jak ostatnio „Płomyk” )pod dyktatem sfer klero-endeckich. Widocznie te sfery zaczynają odgrywać w Polsce („sanacyjnej”) coraz większą rolę… Za co? Za pornografję, za demoralizację! — odpowiadają klero-endecy — obłudnie. Obłudnie, bo istotny motyw jest niewątpliwie inny — antyklerykalny ton powieści: autor nie boi się np. zupełnie swobodnie pisać o „wstydliwych” stronach życia księży (patrz rozdział o wizytach u „Luizy”).
Książka jest napisana świetnie, z pasją, niezmiernie zajmująco. Ale „ojcowie” Wadowic, którzy niedawno uroczyście czcili Zegadłowicza, obecnie cofnęli swe honory. Znam tę mieścinę — dobrze znam! Sam autor, p. Zegadłowicz, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że to kler spowodował konfiskatę i t. d. W „Wiadomościach Literackich” w polemice z J. Bandrowskim20, p. Zegadłowicz pisze: „Cała nagonkowa brewerja nie jest niczem innem jak tanią, demagogiczną akcją kleru. I tu jest miejsce sposobne na dekonspiracje, na obnażanie całej „akcji społecznej“ ; — nie „społeczeństwo”, nie rada miejska tego czy innego miasta, nie prezydja związków i stowarzyszeń, nie władze tych czy innych instytucyj — pogrążają sens dobry w abderyzmie i podkreślają czarną krechą obskurantyzm polski — lecz wyłącznie kler. Znam niezgorzej i sprawę konfiskaty (to osobny rozdział „obyczajowości konkordackiej‘’) i sprawę podszczuwań w dekanacie „wołkowickim“ w szczególności, a w diecezji krakowskiej w ogólności — i stwierdzam, że nikt inny, jak tylko zagrożony w swym pseudoautorytecie kler bierze przed historją odpowiedzialność za jeszcze jedno ośmieszenie się „społeczeństwa”. Całą tę szkodliwą, obskurantyzmem i zacofaniem wyszczutą akcję wyświetli należycie — jak to już powiedziałem — książka p. t. „Zwierciadło kultury polskiej 1935-1936“, która w opracowaniu jednego z młodych pisarzy ukaże się wnet na półkach księgarskich”.
Ale klerykali są nieubłagani. Dla nich demaskująca twórczość Zegadłowicza (ostatniego okresu) jest prawdziwą — zmorą. To też postanowili zniszczyć (!! dosłownie) poprzednie utwory Zegadłowicza, mające charakter wybitnie katolicki! Nieprawdopodobne? Ale tak jest! Czytamy w „Prosto z Mostu”:
„Prasa codzienna przyniosła ostatnio dwie wiadomości, dotyczące Emila Zegadłowicza. W pierwszej doniesiono o postanowieniu Rady miasta Wadowic cofnięcia Emilowi Zagadłowiczowi przyznanego dawniej obywatelstwa honorowego i przemianowania ulicy, noszącej nazwisko autora „Zmór”. Drugie doniesienie podało komunikat Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu, która przed kilku laty wydała szereg książek Zegadłowicza, uchodzącego wówczas za czołowego pisarza katolickiego. Księgarnia św. Wojciecha wydaniem „Zmór‘‘ uczuła się zmuszona do wycofania wszystkich dawniejszych książek Zegadłowicza i przeznaczenia ich na makulaturę.
„Na makulaturę”! „Czołowego pisarza katolickiego”! Ale napisał „Zmory”. Spalić go! Albo sprzedać na wagę!
P. J. Kisielewski w „Prosto z Mostu”21, jako człowiek bardziej kulturalny i ostrożny ma wątpliwości co do tej „makulatury”: Nie protestuje, nie, — ale chce pewnego „zastanowienia” nad „kalkulacją” (?) czy tam „wallenrodyzmem” Zegadłowicza. Pisze:
„Wycofanie dawniejszych książek Zegadłowicza i przeznaczenie ich na makulaturę odbije się szerokiem echem w polskim świecie kulturalnym. Dobrze byłoby, aby pogłos tej sprawy nie zatrzymywał się na momencie sensacji, lecz aby siągnął [oryg.] do samego zagadnienia. Wysuwa się ono u nas poraz pierwszy i warte jest głębszego zastanowienia”.
Taką jest ta klerykalna wyprawa na Zegadłowicza. Cała pociecha, że spowodowała ona tylko spotęgowany rozgłos powieści, która jest czytana z zapałem w całej Polsce. Pisze o tem sam Zegadłowicz. A twórczości jego ta wyprawa też nie zahamowała. O swych literackich planach Zegadłowicz pisze tak:
1) W tych dniach ukazał się pierwszy tom „Żywota Mikołaja Srebrempisanego” p. t. „Uśmech”. Za kilka tygodni wyjdą dialogi p. t. „W pokoju dziecinnym”; nauczony doświadczeniem, wydają tę anarchistyczną bibułę poza granicami t. zw. kraju rodzinnego (t. j. poza Polską, Rusią i Czechami); tą enuncjacją wyprzedzam denuncjację. 2) Do druku przygotowuję nowe wydanie pisma klerykalnego (ostatnio wyszło w Dubnie pierwszego maja 1614 r.) p. t. „Młot na czarownice” i jest to istotnie „książka pożyteczna i bardzo potrzebna”. — Tomik poezyj p. t. „Gusła“ jest już przygotowany (na wszystko); nie mam wydawcy; nie to nie. 3) — ? — Życzymy powodzenia.
K. CZ. 22
(„Robotnik”, nr 91, 21 marca 1936, s. 5)
– – –
1 Emil Zegadłowicz autor „Powsinóg beskidzkich” w Pałacu Prasy), „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1933, nr 88 (29 marca), s. 10.
2 Chłoszczący sąd Rostworowskiego o „Zmorach” Zegadłowicza, „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1935, nr 317 (15 listopada), s. 6.
3 Ibidem.
4 Ówczesny kanonik, ks. Leonard Prochownik pełnił funkcję asystenta kościelnego przy wadowickich oddziałach Katolickiego Stowarzyszenia Mężów i Akcji Katolickiej.
5 Za: Cz. Gil OCD, Protokoły z zebrań wadowickiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Mężów 1935-1939, „Nasza Przeszłość”, t. 102, 2004, s. 19-21.
6 Archiwum Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Wadowicach, Dz. II/2, Protokoły z posiedzeń Rady Pedagogicznej 1934-1939, Protokół z posiedzenia Rady Pedagogicznej z dn. 14 I 1936 r., s. 135.
7 T. Bojeś, Ostatni Mohikanie, czyli klasa gimnazjalna Karola Wojtyły, Kraków 2000, s. 49.
8 Wadowice odbierają Zegadłowiczowi obywatelstwo honorowe, „Gazeta Lwowska” 1936, nr 32, s. 4).
9 Wydawana we Lwowie przez Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Kapłanów „Bonus Pastor” „Gazeta Kościelna” była tygodnikiem poświęconym sprawom kościelnym i społecznym.
10 C. Lechicki, Przewodnik po beletrystyce, Naczelny Instytut Akcji Katolickiej, Poznań 1935.
11 Wybór listów, które Emil Zegadłowicz otrzymał od czytelników Zmór został opublikowany w 1937 r. w zbiorze Piszemy listy, Warszawa 1937.
12 Zofia Starowieyska-Morstinowa (1891-1966), krytyk literacki i eseistka.
13 Z. Starowieyska-Morstinowa, Z beletrystyki, „Przegląd Powszechny”, R LII, t. 208, październik – listopad – grudzień 1935, s. 413.
14 Redagowany przez poetę i filozofa Teofila Jaśkiewicza dwutygodnik był organem prasowym Polskiego Związku Myśli Wolnej (PZMW). W tym samym roku władze administracyjne zawiesiły zarówno działalność Związku jak i jego prasowej agendy – „Wolnomyśliciela Polskiego”.
15 Andrzej Niemojewski h. Rola (1864-1921), poeta, pisarz i religioznawca, wolnomyśliciel i antyklerykał, autor wydanych we Lwowie Legend, skonfiskowanego przez cenzurę zbioru powieści ewangelicznych, w których przedstawił Jezusa Chrystusa jako pierwszego proletariusza.
16 Dziennik wydawany w Warszawie, związany ze środowiskiem lewicy niepodległościowej, kołami legionowo-peowiackimi i piłsudczykowskimi.
17 Wydawany w Warszawie tygodnik społeczno-kulturalny, w drugiej połowie lat 30. o liberalnym i laickim obliczu.
18 Zbigniew Pronaszko (1888-1958), artysta malarz, rzeźbiarz, scenograf i współtwórca teatru „Cricot”. Przyjaciel Emila Zegadłowicza, autor jego portretów oraz ilustracji do powieści górzeńskiego literata: drugiego wydania Uśmiechu. Kroniki z zamierzchłej przeszłości (Kraków, 1936) i trzeciego wydania Zmór (Kraków, 1936). Mąż Normy Taub, córki wadowickiego lekarza, dr. Samuela Tauba.
19 Dziennik socjalistyczny wydawany w Warszawie.
20 Juliusz Kaden-Bandrowski (1885-1944), pisarz, publicysta, w latach 1933-1939 sekretarz generalny Polskiej Akademii Literatury.
21 Józef Kisielewski (1904-1966), pisarz i dziennikarz, działacz Stronnictwa Narodowego publikował m.in. w „Przewodniku Katolickim” (sekretarz redakcji), „Tęczy” (redaktor naczelny) i w narodowo-radykalnym tygodniku „Prosto z mostu”.
22 Najpewniej Kazimierz Czapiński (1882-1941), poseł na sejm, działacz PPS, którego organem był dziennik „Robotnik”, dziennikarz, zastępca redaktora naczelnego „Naprzodu”, krakowskiego pisma socjalistycznego.