21 – 22 sierpnia oddziały Wojska Polskiego zajmują: Lidzbark, Zambrów, Hrubieszów, Przasnysz, Białystok. 25 sierpnia bolszewicki kawaleryjski korpus Gaja Bżyszkina, zagrożony rozbiciem, przekracza granicę niemiecką w Prusach Wschodnich, tam jest internowany. Sowiecki Front Zachodni zostaje niemal rozbity. Tym samym kończy się polski pościg i tzw. bitwa warszawska. Front na odcinku północnym zatrzymuje się na linii Brześć – Grodno. 25 sierpnia kończy się sukcesem akcja powstańcza na Górnym Śląsku. 26 sierpnia do Wilna wkraczają wojska litewskie. 27 sierpnia Rada Obrony Państwa wydaje odezwę do żołnierzy ze słowami najwyższego uznania i wdzięczności.
Hugh Gibson (minister pełnomocny USA w Polsce):
Oskarżenie, jakoby Polacy trzymali się zasad militarystycznych, jest absolutnie mylne. Prawdą jest, że młodzież polska całymi masami garnie się do szeregów zbrojnych, ale skoro się weźmie pod uwagę, że na sposobność tę czekała sto pięćdziesiąt lat, nikt nie będzie się dziwił ich entuzjazmowi. Drugie oskarżenie jest, jakoby naród polski skłaniał się ku imperializmowi, jakoby Polska starała się podbić świat cały. Oskarżenie to nie ma racji bytu, gdyż wydają go ludzie, tworzący mniejszość, ludzie, którzy nie mają zaufania do własnego rządu, ludzie, na których nikt w Polsce nie zwraca uwagi. Zarówno naród polski, jako też i rząd ustawicznie dawali dowody, że życzeniem ich jest utworzenie silnego rządu na terytorium historycznie przynależnym do Polski. Wiedzą oni o tym, że jeżeli dadzą czynną pomoc państwom takim jak Litwa, Białoruś i Ukraina, to niezawodnie przyjdzie kiedyś czas, że narody te poznawszy dobrą wolę Polaków, zwrócą się do nich z prośbą o pomoc i kooperację. Wtenczas utworzy się grupa, która będzie silna z woli ludu wchodzącego w skład poszczególnych państewek, a nie z żądzy panowania nad narodem podbitym.
Kiedym rok temu przyjechał do Polski, cały ten kraj wyglądał jak jeden olbrzymi dziki kraj, bez zorganizowanego rządu, bez systemu kolejowego, bez żadnych ułatwień, które cechują obecne czasy. Dzisiaj wszystko się zmieniło, mimo sześcioletnich cierpień, cierpień, o jakich my nie mamy nawet wyobrażenia, postęp ostatnich kilku miesięcy jest do tego stopnia znaczny, że nie tylko, iż podtrzymuje ducha w armii polskiej, ale nadto podnosi go do wyżyn, w których nic innego się nie zna prócz nadziei – w lepsze jutro; nadziei przezwyciężenia wszelkich trudności i stania się jednym z najlepiej zorganizowanych narodów w środkowej Europie.
21 sierpnia 1920
[Amerykanin o Polsce, „Górnoślązak” nr 190/1920]
Kazimierz Sokołowski (ochotnik, student Uniwersytetu Warszawskiego) w dzienniku:
Wojna wywiera na mnie dziwnie niewielkie wrażenie, ponieważ nie odczuwam ani strachu, ani niepokoju, ani zaciekawienia. Ranni i zabici, jeńcy i zdobycz wojenna – wszystko to przesuwa się przed oczyma bez szczególnych oddźwięków duszy czy serca. Bądź co bądź, straciłem ten cały entuzjazm przeciętnego cywila dla wojny i uważam ją za zło konieczne, niestety, ale bezwzględnie – zło. Stąd pragnienie rychłego (acz pomyślnego) jej zakończenia i powrotu do własnego domu, zajęcia i – toku myśli. [- -]
Z Mławy wyszliśmy o dziewiątej rano i mnie, dzięki chwilowemu pobytowi przy taborze, udało się zjeść śniadanie. Cały dzień staliśmy w pobliskiej wsi Mławce, gdzie początkowo sześć godzin przeleżałem dla obserwacji na pagórku.
Mławka, 22 sierpnia 1920
[Kazimierz Sokołowski, Dziennik 1920, Toruń 2018]
Witowt Putna (dowódca 27 Dywizji Strzelców):
Szosa z Białegostoku w stronę Ostrowi Mazowieckiej, poczynając od siódmej wiorsty od miasta i dalej na zachód, była zatamowana taborami i grupami zdemoralizowanych czerwonoarmistów. Cała ta masa taborów stała w zwartej i coraz bardziej zagęszczającej się kolumnie, złożonej z czterech, a gdzieniegdzie i sześciu furmanek w szeregu. Czoło tej kolumny, zatrzymane przez przeciwnika, który przechwycił szosę na zachód od Białegostoku, stało nieruchomo, gdy tymczasem z zachodu ława taborów i resztki oddziałów cały czas napierały. Wszystko to tworzyło bezładny obraz rozgromionej masy, która straciła wiarę w możliwość walki i nie słuchała rozkazów.
[- -] Przed godziną 18.00 rozgorzała walka w rejonie Starosielc. Oddziały 79 Brygady około 18.30, pod silnym ostrzałem karabinowym przeciwnika, zostały zmuszone do zatrzymania się półtora kilometra przed miastem. Położenie wydawało się krytyczne. Dzień chylił się ku zachodowi, natarcie piechoty załamywało się. Stawało się jasne, że jeśli nie zdobędziemy miasta za dnia, przeciwnik może wzmocnić się dopływem oddziałów z Bielska, a my zostaniemy rozbici. Wtedy, jako ostatnia deska ratunku, o godzinie 19.00 z północnej flanki został rzucony na pozycje Polaków pułk kawalerii. Jego dziarski atak w szyku konnym na karabiny maszynowe Polaków dodał otuchy i podniósł przyczajoną piechotę.
22 sierpnia 1920
[Witowt Putna, K Wisle i obratno, Moskwa 1927, tłum. Agnieszka Knyt]
Maria Macieszyna (żona Aleksandra Macieszy, lekarza WP):
Strzelały karabiny, karabiny maszynowe, armaty, armata z Radziwia. Tworzyło to piekielny hałas, że zdawało się, że to jakieś nadziemskie potęgi gdzieś w powietrzu staczają bój. Coś wyło, klekotało, rąbało, skrzypiało, szczekało. [- -] Strzały padały na ściany domu, kilka szyb się rozbiło. Dom drżał. Byłam pewna, że w sieni stoi armata. [- -] Piekło walki zbliżało się i oddalało bez jednego dźwięku ludzkiego głosu. [- -] Straszna noc przeszła. Wszyscy wyglądają brudni, z zapadłymi oczyma i potarganymi głowami. Bolszewicy poszli. – „Wygnali ich podhalańcy – to nasze chłopy, piją kozie mleko” – powiadają żołnierze.
W te okrzyki radości wpada straszny jęk i płacz. Idzie szereg dziewcząt, łamiąc ręce, rycząc: „Co wy? – O Boże! Schowałyśmy się na Zduńskiej do piwnicy. Co jedni wyszli, to drudzy wchodzili! O Jezu! Co chcieli, to robili z nami. Małe dziewczynki, stare kobiety, wszystkie nas, wszystkie męczyli”. Dziewczęta były czerwono-sine, oczy miały na wierzchu, ubranie porozrywane. Zrozumieliśmy. Wracały ich całe szeregi, zawodząc i łkając.
Później dochodziły wiadomości o grabieżach i gwałtach. Niewiele ulic ocalało, przeważnie tylko te, które były pod strzałami. Wiele pań znajomych zostało zgwałconych. [- -] Żony wojskowych, różne znajome panienki – po dziesięciu lub dwudziestu bolszewików gwałciło. […] Ranni w szpitalu w liczbie 40 zostali zarąbani, sanitariuszki również.
Płock, 23 sierpnia 1920
[Listy Marii Macieszyny, „Notatki Płockie” z. 2/1997]
Gen. Lucjan Żeligowski (dowódca 10 Dywizji Piechoty WP):
Widok pola walki robił przykre wrażenie. Leżała na nim wielka ilość trupów. Byli to, w ogromnej większości, nasi żołnierze, ale nie tyle ranni i zabici w czasie walk, ile pozabijani po walce. Całe długie szeregi trupów, w bieliźnie tylko i bez butów leżały wzdłuż płotów i w pobliskich krzakach. Byli pokłuci szablami i bagnetami, mieli zmasakrowane twarze i powykłuwane oczy. W tym czasie zameldowano mi, że przyjechał angielski generał z kilkoma angielskimi oficerami [- -]. Byłem wzburzony. „Może pan generał zechce opowiedzieć panu Lloydowi George’owi – powiedziałem wówczas – jak jego przyjaciele polityczni obchodzą się z naszymi jeńcami”. Generał i oficerowie angielscy milczeli.
Pod Chorzelami
[Lucjan Żeligowski, Wojna roku 1920. Wspomnienia i rozważania, Warszawa 1990]
Eustachy Sapieha (minister spraw zagranicznych) w depeszy do poselstwa RP w Londynie:
Można uważać zwycięstwo pod Warszawą za definitywne. Armia bolszewicka rozgromiona nie stawia już poważnego oporu. Co dzień dziesiątki tysięcy jeńców. Dotąd 70 tysięcy. Chłopi uzbrojeni w kosy i widły przyprowadzają ich tysiącami. Zdobycz olbrzymia. Białystok zajęty, co odcina zupełnie resztę armii sowieckiej. Proszę wykorzystać moment, że Polska obroniła się, nim Alianci pospieszyli z pomocą, gdyż dotąd nie otrzymaliśmy żadnej konkretnej pomocy oprócz wydatnego moralnego poparcia Francji, która swym lojalnym stanowiskiem sprzymierzeńczym utrzymała w szachu Niemcy. Podkreślić bezowocność blokady Polski przez żywioły rewolucyjne – wobec patriotycznej postawy całej ludności.
Warszawa, 24 sierpnia 1920
[Depesze poselstwa Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, t. 1 (czerwiec 1919 – marzec 1923), Kraków 2019]
Płk Julian Stachiewicz (dowódca 65 Pułku Piechoty WP) w liście do gen. Leona Berbeckiego:
Zwycięstwo w tej wielkiej bitwie o Warszawę jest wcale generalne, ale też energia i szybkość działania wydobyte z żołnierzy przechodzi wszystko, co dotychczas istniało. Bitwę tę uważam za jedną z najciekawszych, a w skutkach swoich najdonioślejszych, jakie w ogóle świat przeżywał.
Siedlce, 24 sierpnia 1920
[Bitwa Warszawska. Dokumenty operacyjne. Część I (13–17 VIII), Warszawa 1995]
Z informacji w „Dzienniku Śląskim”:
Osiem powiatów górnośląskich znajduje się w rękach polskich. Samoobrona polska zajęła zupełnie wiejskie powiaty: bytomski, katowicki, pszczyński, rybnicki, tarnogórski i zabrski, a częściowo powiaty gliwicki i lubliniecki. A jak słychać, także w powiatach strzeleckim i kozielskim został zapoczątkowany ruch samoobrony. Nietknięte zostały wypadkami ostatnich dni powiaty raciborski, opolski, oleski, kluczborski i prudnicki. Zatem z przeszło jednomilionowej ludności polskiej, zamieszkałej na górnośląskim obszarze plebiscytowym, wystąpiło około 700 tysięcy w obronie własnych praw i słusznych żądań swoich. Jest to najlepszy dowód, że Górny Śląsk był, jest i zostanie polskim i że żadne intrygi zwodnicze nie zdołają go przy Niemcach utrzymać.
Bytom, 25 sierpnia 1920
[Samoobrona polska na Górnym Śląsku, „Dziennik Śląski” nr 195/1920]
Z relacji w „Kurierze Warszawskim”:
Zaprawdę smutne wrażenie przedstawia miasto, świeżo opuszczone przez bolszewików. Do Łomży wjechaliśmy w poniedziałek. [- -] Miasto było jak wymarłe. Ludzie są, ale sklepy pozamykane i nad wszystkim panuje jakieś straszne przygnębienie. Zresztą to samo widzi się wszędzie. Już od Radzymina na wszystkich terenach widać jeden z najważniejszych rezultatów ich pobytu: zupełny brak żywności. W Wyszkowie i Ostrowi, jeżeli nawet jakiś sklep lub restauracja jest otwarta, to gospodarz jeszcze przed drzwiami uprzedza: „Nic nie ma, wszystko zabrali”.
Za Bugiem i Narwią nie ma koni, bardzo mało zostało się krów i w ogóle inwentarza, żywność zjedzona, nawet lekarstwa z aptek pozabierane. Żołnierz bolszewicki, wchodząc do sklepu albo wprost rabował, albo nawet płacąc bolszewickimi rublami, nie żądał określonego towaru, lecz pytał, co jest i „kupował” wszystko. [- -]
Największy popyt na gazety. Wzięliśmy z sobą przeszło 5 tysięcy gazet warszawskich, prócz mnóstwa odezw; wszystko rozchwytywano tak po drodze, że do Łomży nie dowieźliśmy już nic. A ludzie otaczają, dopytują się o wszystko. Łomża przez dwadzieścia dni była pod bolszewikami. Czytała Krasnyje gaziety i przerażenie ogarniało ludzi na wieść o tym, co się w Polsce dzieje; o prawdziwym stanie rzeczy nie wiedzieli. „Mówcie! Mówcie! Jak tam jest naprawdę?”
Warszawa, 26 sierpnia 1926
[Do Łomży i z powrotem, „Kurier Warszawski” nr 236/1920]
Z odezwy Rady Obrony Państwa do żołnierzy:
Żołnierze! Przed paroma tygodniami Naczelny Wódz imieniem Rady Obrony Państwa wezwał Was do wytężonej walki z bezczelnym najeźdźcą-bolszewikiem, który niszczącą falą zalewał nasze ziemie, zdążając do zajęcia stolicy państwa i zniszczenia naszej niepodległości. Posłuszni temu wezwaniu, pełni poczucia obowiązku i ogromu niebezpieczeństwa, nie bacząc na trudy i braki, zerwaliście się do walki, runęliście jak burza i zwyciężyliście!
Liczne zastępy najezdników zostały albo zniszczone albo dostały się do niewoli, albo też rozbite błąkają się jeszcze po naszym kraju lub poza nim. Potęga wroga została w znacznej mierze zniweczona. [- -]
Żołnierze! Waszym męstwem, Waszą krwią i znojem uratowaliście niepodległość i byt państwa, uratowaliście honor narodu, uratowaliście swoje rodziny w chwili, gdy obcy i swoi już zwątpili. [- -] Historia Polski, historia Europy zapisze czyn Wasz złotymi zgłoskami, a ojczyzna w dalekie pokolenia wdzięczna Wam będzie. Przyjmijcie podziękę i do końca wytrwajcie.
Warszawa, 27 sierpnia 1920
[Wincenty Witos, Moje wspomnienia, Paryż 1964]