Trwają walki z 1 Armią Konną pod Zamościem. Miasta bronią wojska polskie i ukraińska 6 Dywizja płk. Marko Bezruczki. 31 sierpnia 1 Dywizja Kawalerii płk. Juliusza Rómmla stacza z wycofującą się armią Siemiona Budionnego walkę pod Komarowem – ostatnią wielką bitwę kawaleryjską XX wieku; pokonani bolszewicy uchodzą za Bug. Mimo ogromnych strat najeźdźców (łącznie 25 tysięcy zabitych, 66 tysięcy w niewoli, 40 tysięcy internowanych w Prusach), Michaił Tuchaczewski planuje nową ofensywę na Warszawę; z głębi Rosji nadchodzą uzupełnienia. Polskie wojska, po odpoczynku, przegrupowują się do nowych operacji. 3 września Ministerstwo Spraw Wojskowych w komunikacie chwali waleczność wojska, gani natomiast jego nielegalne rekwizycje i pogromy na Żydach.
Zygmunt Klukowski (ordynator szpitala):
Zbliżały się krytyczne dla nas dni. Przez miasteczko przeciągały coraz liczniejsze tabory uciekinierów. [- -] Jechały powozy i bryczki, a najwięcej duże wozy drabiniaste zaprzężone w dobre konie dworskie, naładowane rozmaitymi rzeczami, skrzyniami, walizami, pościelą. Nie wszystkimi pojazdami powozili furmani lub fornale. Na bardzo wielu wozach siedzieli z lejcami w rękach dostatnio ubrani panowie, a nawet panie i młode panienki. Niemało wozów jechało z księżmi, też bez furmanów, powozili sami, czasem obok siedziała gospodyni. Widok uciekających ziemian, a zwłaszcza księży, wyprowadzał z równowagi mojego intendenta, eksdziedzica Rzuchowskiego. Stawał on w otwartym oknie i przy przejeździe księży zawsze zaczynał śpiewać na cały głos, niemiłosiernie fałszując: Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród… Jadący podnosili głowy w stronę okna i zacinali batem konie. [- -]
Bolszewicy podeszli pod Zamość i przecięli szosę na Szczebrzeszyn. Byliśmy już odcięci od Zamościa, lecz jeszcze przez parę godzin porozumiewaliśmy się z nimi telefonicznie, dopóki nie przerwano drutów.
Szczebrzeszyn, 28 sierpnia 1920
[Zygmunt Klukowski, Zamojszczyzna 1918–1959, Warszawa 2017]
Juliusz Zdanowski (ziemianin, polityk związany z Narodową Demokracją) w dzienniku:
We środę na Radzie Obrony Państwa stawiał [Aleksander] Skarbek wniosek o wydanie odezwy dziękującej wodzom i wojsku za obronę Warszawy i drugiej z podziękowaniem dla Francuzów. Z pierwszej zrobił Witos podziękowanie tylko żołnierzom. Nad drugą powstała długa dyskusja dopiero na wczorajszym posiedzeniu. Piłsudski oświadczył, że Francuzi tylko przeszkadzali, że żądali koniecznie cofnięcia się do Sanu, że francuski plan obrony został przez niego odrzucony, że tak samo zresztą odrzucony był plan [gen. Tadeusza] Rozwadowskiego, że on sam swoim planem odniósł zwycięstwo. Rozwadowski powtórzył [- -] zdanie o przeszkadzaniu i dodał nawet, że z Francuzami miał dużo kłopotu, bo się narzucali ze swoimi radami – i że wprost musiał ostrzegać swoich oficerów przed Francuzami, którzy starali się „szpiegować” wszystkie czynności. [- -] Także przeciw wystąpił [minister spraw zagranicznych Eustachy] Sapieha, wołając, że demonstracja dla Francuzów to ubliżenie godności narodowej. [- -] Dalej odbyła się dyskusja o wojnie i pokoju. Jakie cele terytorialne stawiać dla pokoju, jakie stanowiska obsadzić na wypadek rozejmu lub przedłużania się wojny.
Naszych ludzi przed dużymi aspiracjami powstrzymuje wytknięta przez Ententę linia Curzona i niewiara w wojsko, lewicę, chęć robienia koniecznie pokoju. Piłsudski, żądający wprost dalszej wojny, został w odosobnieniu wraz z dwoma swoimi generałami. Przyznam się, że tu rację raczej jemu przyznaję. Robienie pokoju na linii Curzona pakuje nam bolszewię pod bok, umożliwia im pobicie [gen. Piotra] Wrangla i powrót z wiosną na Bug. Logiczny tu jest Piłsudski, żądający sojuszu z Wranglem i niewierzący w utrzymanie spokoju przez zawarcie pokoju. [- -] Co do Wilna oświadczał Piłsudski, że chce je zająć, bo to jest strategicznie potrzebne, ale na podstawie porozumienia z Litwinami. Jeśli się nie zgodzą, to musimy ich zmusić.
Warszawa, 28 sierpnia 1920
[Dziennik Juliusza Zdanowskiego, t. 3: 4 VIII 1919 – 28 III 1921, Szczecin 2014]
Stanisław Karpiński (bankowiec) w dzienniku:
Namiętności stronnictw wzmagają się. Tłum dąży coraz śmielej do władzy. Maszyna rządowa wciąż działa słabo. Skarb w położeniu strasznym. Marek polskich wypuszczono już 33 miliardy, podczas kiedy przed rokiem, przy opuszczeniu przeze mnie ministerstwa, było wszystkiego 2 miliardy!
Warszawa, 30 sierpnia 1920
[Stanisław Karpiński, Pamiętnik dziesięciolecia 1915–1924, Warszawa 1931]
Kanonier Stanisław Rembek (10 Pułk Artylerii Polowej):
Nagle wśród nieprzeniknionych ciemności od północnej strony odezwał się do nas bardzo bliski ogień karabinowy. Kule gwizdały na baterii tak gęsto, że początkowo nie śmieliśmy się poruszyć. [- -] Odłamki i szrapnele furczały nam nad głowami. Wtem karabiny maszynowe zaczęły bić do nas od tyłu. Skierowaliśmy tam nasz pluton. Podporucznik Tarasewicz oznajmił nam, że musimy tu zginąć, bo nie mamy się dokąd wycofać – i kazał nam nałożyć bagnety. Bolszewicy oświetlali sobie plac boju rakietami. W ich blasku widać było, jak w ulicy za nami wojsko, policja i ludność cywilna budowała barykadę oraz zasłaniała materacami okna. 2. pluton bił bez wytchnienia. [- -]
Siedziałem w jakimś leju po granacie, polecając duszę Bogu. Wreszcie po jakichś dwóch godzinach wszystko ucichło. [- -] Tymczasem na punkcie obserwacyjnym wszyscy byli pewni, że już zginiemy bez ratunku, brakło bowiem amunicji po dwóch dniach oblężenia.
[- -] Bateria jest już ostrzeliwana o wiele słabiej. Czasami tylko zagwiżdżą kule lub pęknie jakiś granat. Niedawno krążyły nad nami nasze samoloty. Artyleria bolszewicka biła do nich tak, że całe niebo pokryte było czarnymi obłoczkami pękających pocisków. [- -] Podobno wczoraj nasz samolot rzucał na miasto kartki, żebyśmy się trzymali, bo idzie odsiecz.
Zamość, 31 sierpnia 1920
[Stanisław Rembek, Dzienniki. Rok 1920 i okolice, Warszawa 1997]
Płk Juliusz Rómmel (dowódca 1 Dywizji Kawalerii WP):
Przejeżdżamy przez pole bitwy, które jest literalnie usłane trupami ludzi i koni. Koło jednego zabitego zatrzymujemy się; jest to kobieta, która prowadziła do szarży bolszewików i zachęcała ich do walki, gdy zaczynali uciekać. Porucznik 9 pułku ułanów Wojciechowski uderzył ją szablą po głowie i wtedy dopiero zauważył, po długich włosach, że to kobieta. [- -] Widocznym było, że Budionny zaczyna się cofać.
[- -] Popłoch stawał się coraz większy. [- -] Wozy przewracały się, woźnice odcinali postronki i pędzili konno cwałem ku przeprawie. Całe mrowie koni i ludzi rozbiegło się w prawo i w lewo drogi po przyległych polach. [- -] Nasze baterie, które wbrew prośbom brygadierów zostawiłem na pozycji na starym miejscu, szybko zrobiły zwrot w lewo i teraz sypały szybkim ogniem w masy nieprzyjacielskie. Widać było dokładnie wybuchy granatów, od których kotłowały się całe szeregi. [- -]
Dwie zwarte masy szybko zbliżają się jedna ku drugiej, widzę przed sobą Kozaków w kubankach, u niektórych burki i czerwone rajtuzy! Nagle cała ta masa zaczyna zwalniać swój bieg i staje. Słychać jakieś krzyki. To od prawej strony zza wzgórza wypada szarża 1 pułku ułanów na ich flankę i tyły! Na froncie bolszewickiej masy pomiędzy 8 pułkiem ułanów a Kozakami, pozostaje jeszcze wolna przestrzeń jakichś 100 metrów. Nasza linia 8 pułku ułanów zaczyna się wahać i też zmniejsza tempo, lecz z linii oficerskiej wyskakuje podporucznik Kulik i z rewolweru mauzer daje przed siebie kilka strzałów. Sekunda i linia oficerska 8 pułku ułanów zdecydowanie runęła naprzód, pociągając za sobą szwadrony. Nasze „hurra” pokrywa wszystko. 9 pułk ułanów dołącza też do szarży. Bolszewicy nie wytrzymują uderzenia. [- -]
Zająłem się badaniem jeńców. Niestety, było ich tylko kilkunastu, więcej nie udało się wyrwać z rąk naszego żołnierza. Zbyt świeże były w pamięci wszystkie krzywdy i okrucieństwa budionnowców. [- -] Nieprzyjaciel jest już moralnie pobity i tylko od nas samych zależy, ażeby natychmiastowym pościgiem dobić ostatecznie konną armię. [- -]
Jest godzina 23.00. Staję obok drogi i dziękuję każdemu oddziałowi po kolei. Noc jest tak jasna, że widać każdą twarz. Chłopcy są jak pijani, u każdego z oczu bije duma żołnierska i pewność siebie. Pytam najwięcej spracowane szwadrony i baterie: „Czy jesteście przemęczeni?”. – „Nie! Panie pułkowniku!” – grzmi chórem potężna odpowiedź. I tyle wyczuwa się u wszystkich zapału i niezmordowanej gotowości do walki, jak gdyby tylko co wyszli z koszar.
Pod Komarowem, 31 sierpnia 1920
[Moje walki z Budiennym. Dziennik wojenny b. d-cy 1 Dywizji Kawalerji generała dywizji Juljusza Rómmla, Lwów 1932]
Izaak Babel (ochotnik w 1 Armii Konnej, pisarz) w dzienniku:
Ubogie wsie. Nieodbudowane chałupy. Półnadzy mieszkańcy. Obdzieramy ich do cna. Naczdyw na pozycjach. Rozkaz dowódcy armii – powstrzymywać przeciwnika napierającego w stronę Bugu, nacierać na Wakijewo -Gościnne. Pchamy się tam, ale sukcesów nie odnosimy. Coraz częstsze pogłoski o osłabieniu zdolności bojowej armii. Dezercja. [- -] Główna bolączka dywizji – brak kadry, wszyscy dowódcy wywodzą się z szeregowych żołnierzy. [Iosif] Apanasenko [dowódca 6 Dywizji w 1 Armii Konnej] nienawidzi demokratów, na niczym się nie znają, nie ma kto poprowadzić pułku do ataku. Dowódcy szwadronów dowodzą pułkami.
Dni apatii. [- -] Ciężko żyć w armii, której atmosfera pełna jest napięć.
Terebin–Mietelin, 2 września 1920
[Izaak Babel, Dziennik 1920, przeł. Grażyna Jenczelewska, Wrocław 1999]
Z komunikatu Ministerstwa Spraw Wojskowych:
Powodzenia na froncie z gruntu zmieniły naturę duszy żołnierza, nastroiły ją wiarą w siebie i sprawę, tak że pod względem moralnym stan żołnierza przedstawia się wcale zadowalająco. [- -] Zachowanie się żołnierzy, na wyzwalanych przez nasze wojska terytoriach, pozostawia wiele do życzenia. Dochodzą często skargi, że w stosunku do ludności, ogołoconej często ze wszystkiego przez bolszewików, stosuje się system rekwizycji i kradzieży, które na własną rękę uprawiają poszczególne oddziały. [- -] W okolicach bliżej frontu dochodzi często do ekscesów antyżydowskich, ekscesów tych dopuszczają się i przejeżdżające oddziały, zwłaszcza z Poznania.
Warszawa, 3 września 1920
[Archiwum Akt Nowych, Prezydium Rady Ministrów, Rektyfikat 49, t. 4]
Z odezwy na nowy rok szkolny „Książnicy Polskiej”:
Burza minęła szczęśliwie, a nawet nie bez błogosławionych skutków, jakie każda klęska taka przynosi. Wzbogaciliśmy się o niejedno doświadczenie i przekonali, ile jeszcze trzeba wymyślić środków obronnych, aby utrwalić nasze bycie polityczne i ekonomiczne. Zbytnie powodzenia dotychczasowe mogły nas bardzo łatwo popsuć i uczynić mało przezornymi. [- -]
Nasze dotychczasowe życie społeczne i gospodarcze miało jedną bardzo ujemną cechę, a mianowicie lekceważenie drobiazgów, normalnego, spokojnego rozwoju, małych zysków i oszczędności, i drobnych wkładów w przedsiębiorstwo. Nauczyliśmy się zbytnio liczyć milionami. Tymczasem konstrukcja dzisiejszego życia społeczno-gospodarczego wymaga właśnie tej współpracy jak najszerszych kół, tej kooperatywy jak najliczniejszych milionów obywateli. Ostatnie wypadki dowiodły wielkiego znaczenia tej współpracy także na polu wojennym i politycznym. Boć przecie zbiorowy i potężny odruch patriotycznego społeczeństwa polskiego zniweczył zamiary rządu i armii Sowietów.
Lwów
[Z nowym rokiem szkolnym,„Przegląd Wydawnictw «Książnicy Polskiej»” nr 4-5/1920]